22 July (2018)
Najgorszy film w dorobku Paula Greengrassa. "22 lipca" ma być całościowym obrazem tego, czym był zamach dokonany w 2011 roku przez Breivik. Reżyser pokazuje więc samego terrorystę podczas akcji i później w czasie procesu, opowiada o premierze, o niektórych z uratowanych, a także o adwokacie Breivika. Niestety zamiast mozaiki, której poszczególne elementy ułożyłyby się w całościowy obraz współczesnej Norwegii (a może i całej współczesnej Europy), dostałem pustą, banalną papkę, którą przed całkowitą katastrofą uratował jeden wątek.
Jak to często bywa, kiedy filmowcy próbują ogarnąć wszystkie aspekty skomplikowanej sytuacji, powstaje opowieść, która w gruncie rzeczy jest o niczym. Greengrass nie potrafi wyjść poza frazesy i banały. Nie udało mu się uchwycić uniwersalnych mechanizmów, nie stawia żadnych ciekawych pytań, a co za tym idzie nie ma też intersujących odpowiedzi. Poziom intelektualny "22 lipca" nie wykracza poza rozprawkę, jaką na temat tego wydarzenia mogliby napisać uczniowie szkoły podstawowej w ramach pracy domowej.
W przeszłości Greengrass pokazał, że potrafi ogarnąć wielowątkowe/wieloaspektowe historie. Tym razem kompletnie się pogubił. Jego podstawowym błędem było pozbawienie filmu wyrazistych bohaterów. Mimo sporego czasu, jaki na ekranie spędza Breivik, nie jest on wcale lepiej rozbudowaną postacią od Breivika z filmu "Utoya, 22 lipca". O jego prawniku też dowiemy się jedynie tyle, że dzwonili do niego z pogróżkami, a dziecka nie chcieli przyjąć w szkole. Jednak sama postać pozostaje grubo ciosanym klocem drewna. Premier Norwegii to kolejna figura, której można się było bliżej przyjrzeć, a jest po prostu elementem scenografii.
Jedynym, który z tej brei postaciopodobnej potrafił się wybić i ukształtować w jednostkę, był Viljar Hanssen. Jego zmagania z własnym złamanym ciałem, z traumą, ze strachem, poczuciem winy nie miały równie chłodnego i apersonalnego charakteru, jak cała reszta. Dzięki temu jego losami mogłem się przejmować, a kilka scen z jego udziałem potrafiło mnie nawet głęboko poruszyć. Niestety jest on zbyt małą drobiną, by mógł wynieść "22 lipca" na wyższy poziom, ale przynajmniej sprawił, że obejrzenie filmu nie uznaję za całkowitą stratę czasu.
Ocena: 6
Jak to często bywa, kiedy filmowcy próbują ogarnąć wszystkie aspekty skomplikowanej sytuacji, powstaje opowieść, która w gruncie rzeczy jest o niczym. Greengrass nie potrafi wyjść poza frazesy i banały. Nie udało mu się uchwycić uniwersalnych mechanizmów, nie stawia żadnych ciekawych pytań, a co za tym idzie nie ma też intersujących odpowiedzi. Poziom intelektualny "22 lipca" nie wykracza poza rozprawkę, jaką na temat tego wydarzenia mogliby napisać uczniowie szkoły podstawowej w ramach pracy domowej.
W przeszłości Greengrass pokazał, że potrafi ogarnąć wielowątkowe/wieloaspektowe historie. Tym razem kompletnie się pogubił. Jego podstawowym błędem było pozbawienie filmu wyrazistych bohaterów. Mimo sporego czasu, jaki na ekranie spędza Breivik, nie jest on wcale lepiej rozbudowaną postacią od Breivika z filmu "Utoya, 22 lipca". O jego prawniku też dowiemy się jedynie tyle, że dzwonili do niego z pogróżkami, a dziecka nie chcieli przyjąć w szkole. Jednak sama postać pozostaje grubo ciosanym klocem drewna. Premier Norwegii to kolejna figura, której można się było bliżej przyjrzeć, a jest po prostu elementem scenografii.
Jedynym, który z tej brei postaciopodobnej potrafił się wybić i ukształtować w jednostkę, był Viljar Hanssen. Jego zmagania z własnym złamanym ciałem, z traumą, ze strachem, poczuciem winy nie miały równie chłodnego i apersonalnego charakteru, jak cała reszta. Dzięki temu jego losami mogłem się przejmować, a kilka scen z jego udziałem potrafiło mnie nawet głęboko poruszyć. Niestety jest on zbyt małą drobiną, by mógł wynieść "22 lipca" na wyższy poziom, ale przynajmniej sprawił, że obejrzenie filmu nie uznaję za całkowitą stratę czasu.
Ocena: 6
Komentarze
Prześlij komentarz