4x4 (2019)
Wypasiony samochód, który najwyraźniej nie ma włączonego alarmu. Aż się prosi o to, by go okraść, prawda? Prawda. Bo to jest zmechanizowana rosiczka. Pechowego złodzieja schwyta w śmiertelną pułapkę. Złodziej dostaje się do samochodu, ale już z niego nie wychodzi. Mężczyzna odkrywa, że pojazd jest dźwiękoszczelny, a szyby ma przyciemniane, więc tego, co się dzieje w środku nie widać. Bez jedzenia, bez picia jego dni są policzone...
To mógł być ciekawy film w stylu "Pogrzebanego" lub "Locke'a". Niestety do tego potrzebny był aktor z większą ekranową charyzmą. Peter Lanzani gra nieźle, ale nie prezentuje tutaj niezbędnego elementu, który sprawiłby, że jego dramat zapierałby dech w piersiach. Jego bohater jest przez większość czasu bierny (co oczywiste, ze względu na utratę krwi, jątrzącą się ranę, głód i pragnienie), więc naprawdę potrzebny był ktoś, kto potrafi nie tylko smutno patrzeć w przestrzeń, desperacko poruszać spierzchniętymi ustami i od czasu do czasu uronić łzę. Tym bardziej, że mamy tu jeszcze do czynienia z pojedynkiem na wole. Ponieważ ten, który zastawił pułapkę telefonicznie łączy się ze swoją ofiarą. Sceny dialogowe powinny być dużo wyraźniejsze i głos obu aktorów odgrywał tu istotną rolę.
Reżyser Mariano Cohn (którego lubię za m.in. "Honorowego obywatela") nie do końca odnalazł się w minimalistycznej formule swojego filmu. Z czego chyba zdawał sobie sprawę, jeśli mam wnioskować z trzeciego aktu. Choć jest przyklejony z innej bajki, to jednak on właśnie wypadł reżyserowi najlepiej. Owszem, jest trochę łopatologiczny, ale czerpanie ze zbiorowych frustracji zamiast skupiać się na samotnej tragedii mało wyrazistego bohatera ewidentnie jest bliższe temperamentowi Cohna i tu prowadzenie akcji i postaci jest na zupełnie innym poziomie. Szczerze mówiąc film powinien zostać zrealizowany wyłącznie według pomysłu na trzeci akt i wyszłoby to całości na korzyść.
Ocena: 4
To mógł być ciekawy film w stylu "Pogrzebanego" lub "Locke'a". Niestety do tego potrzebny był aktor z większą ekranową charyzmą. Peter Lanzani gra nieźle, ale nie prezentuje tutaj niezbędnego elementu, który sprawiłby, że jego dramat zapierałby dech w piersiach. Jego bohater jest przez większość czasu bierny (co oczywiste, ze względu na utratę krwi, jątrzącą się ranę, głód i pragnienie), więc naprawdę potrzebny był ktoś, kto potrafi nie tylko smutno patrzeć w przestrzeń, desperacko poruszać spierzchniętymi ustami i od czasu do czasu uronić łzę. Tym bardziej, że mamy tu jeszcze do czynienia z pojedynkiem na wole. Ponieważ ten, który zastawił pułapkę telefonicznie łączy się ze swoją ofiarą. Sceny dialogowe powinny być dużo wyraźniejsze i głos obu aktorów odgrywał tu istotną rolę.
Reżyser Mariano Cohn (którego lubię za m.in. "Honorowego obywatela") nie do końca odnalazł się w minimalistycznej formule swojego filmu. Z czego chyba zdawał sobie sprawę, jeśli mam wnioskować z trzeciego aktu. Choć jest przyklejony z innej bajki, to jednak on właśnie wypadł reżyserowi najlepiej. Owszem, jest trochę łopatologiczny, ale czerpanie ze zbiorowych frustracji zamiast skupiać się na samotnej tragedii mało wyrazistego bohatera ewidentnie jest bliższe temperamentowi Cohna i tu prowadzenie akcji i postaci jest na zupełnie innym poziomie. Szczerze mówiąc film powinien zostać zrealizowany wyłącznie według pomysłu na trzeci akt i wyszłoby to całości na korzyść.
Ocena: 4
Komentarze
Prześlij komentarz