Babyteeth (2019)

Są takie filmy, które podbijają moje serce poszczególnymi scenami, kiedy jednak patrzę na nie jako na całość, zupełnie nie czuję tego zachwytu, radości, fascynacji. Takim właśnie filmem jest "Babyteeth".



Obraz Shannon Murphy ma wiele dobra. Scena pierwszej kolacji z Mosesem jest przezabawna za sprawą Essie Davis. Cudownie ekstatyczna sekwencja imprezy. Świetne drobne gesty Bena Mendelsohna, które nadają charakteru granej przez niego postaci. Dobra ekranowa chemia łącząca Elizę Scanlen i Toby'ego Wallace'a. Mógłbym tak wymieniać jeszcze długo. Jako samodzielne byty większość ze scen "Babyteeth" robi naprawdę jak najlepsze wrażenie. Niestety jako całość film wypada dużo gorzej. Estetyczne rozstrzelanie poszczególnych scen jest po prostu zbyt duże. Gdyby "Babyteeth" był człowiekiem, powiedziałbym, że cierpi na skrają wersję zaburzeń dwubiegunowych. W fazie manii jest ekstremalnie dynamiczny z szalejącymi obrazami i mocno ekscentrycznymi zachowaniami bohaterów. W fazie depresji jest maksymalnie wyciszony popadając prawie w katatonię. Niby podobnie było w przypadku "Błędu systemu". Tam to mi jednak nie przeszkadzało współgrając z osobowością głównej bohaterki. Tu nie czułem takiego powinowactwa. Miałem wrażenie, że jest to działanie dla samego artystycznego działania. Do tego wszystkiego druga połowa filmu jest najzwyczajniej w świecie bardzo niechlujna narracyjnie. Reżyserka machnęła ręką na spójność historii i po prostu uznała, że niektóre dziury w fabule są do zaakceptowania. W ten sposób sąsiadka z naprzeciwka nagle staje się częścią rozszerzonej rodziny, a brat Mosesa w jednej scenie nie chce nawet wpuścić go do domu, by chwilę potem jak gdyby nigdy nic być z nim na imprezie u Milli. Pojedynczo są to drobiazgi. Razem sumują się w rzecz irytującą i nieznośnie nieporadną, której nie ratuje niebanalny soundtrack i ciekawe rozwiązania wizualne. Ocena: 5

Komentarze

Chętnie czytane

Whiplash (2014)

The Revenant (2015)

En kort en lang (2001)

Dheepan (2015)