Ferrugem (2018)
Młoda dziewczyna na swoim telefonie przechowywała film, na którym widać, jak uprawia seks z chłopakiem. Był to jej partner, ale rozeszli się. Mimo to dziewczyna filmiku nie skasowała. Kiedy jej telefon ginie, a wkrótce potem filmik trafia do sieci, traci grunt pod nogami. Osoba, która wypuściła filmik do sieci, nie przemyślała sprawy do końca. Nie była więc gotowa na to, jaki obrót przybrała cała sytuacja. Ta osoba też straci grunt pod nogami.
"Rdza" opowiedziana jest w taki sposób, jakby twórcy chcieli uczynić z bohaterów ofiary. I w pewnym stopniu są nim. Szczególnie dziewczyna, która nagle stała się obiektem szykan, niewybrednych żartów czy niechcianych zaczepek. Żeby jednak uznać ich za ofiary, trzeba byłoby przyjąć, że ich nonszalancja w traktowaniu zagrożeń, brak myślenia o konsekwencjach nie jest wadą. A do tego twórcy mnie nie przekonali. Igranie z zagrożeniem przez bohaterów i niezdolność do przyjęcia na barki odpowiedzialności budziły mój wewnętrzny sprzeciw. Nie mogłem więc patrzeć na ich zachowanie ulgowo. Być może kiedyś byłbym do tego skłonny. Teraz ich zachowanie przywodziło mi na myśl tych ludzi, którzy w sklepach, komunikacji miejskiej chodzą bez maseczek ignorując zagrożenie, jakim jest koronawirus. A później jest płacz, cierpienie, negowanie odpowiedzialności albo też tchórzowska (auto)destrukcja.
Dwójka młodych postaci wydała mi się też mocno schematyczna. Odnoszę wrażenie, że ich biografie, portrety psychologiczne nie mają znaczenia. Ich zachowanie jest z góry wytyczone przez twórców i nic nie mogło na nie wpłynąć. Dlatego ciekawszy wydał mi się ojciec jednej z postaci. Jego postępowanie w całej tej sprawie jest o tyle fascynujące, że pozostaje niejednoznaczne. W jego bezradność i pragnienie chronienia dziecka jestem w stanie łatwo uwierzyć. W tej postaci świadomość i negacja konsekwencji ewidentnie toczą wojnę, a jej wynik nie jest łatwy do przyjęcia. Oczywiście to zniuansowanie postaci jest pozorne. W rzeczywistości jest on bowiem poboczną osobą dramatu, więc twórcy po prostu nie przywiązywali do jego losów tej samej wagi co do protagonistów. Fakt, że w przypadkowym efekcie działań filmowców widzę największe zalety filmu, dużo mówi o tym projekcie.
Ocena: 5
"Rdza" opowiedziana jest w taki sposób, jakby twórcy chcieli uczynić z bohaterów ofiary. I w pewnym stopniu są nim. Szczególnie dziewczyna, która nagle stała się obiektem szykan, niewybrednych żartów czy niechcianych zaczepek. Żeby jednak uznać ich za ofiary, trzeba byłoby przyjąć, że ich nonszalancja w traktowaniu zagrożeń, brak myślenia o konsekwencjach nie jest wadą. A do tego twórcy mnie nie przekonali. Igranie z zagrożeniem przez bohaterów i niezdolność do przyjęcia na barki odpowiedzialności budziły mój wewnętrzny sprzeciw. Nie mogłem więc patrzeć na ich zachowanie ulgowo. Być może kiedyś byłbym do tego skłonny. Teraz ich zachowanie przywodziło mi na myśl tych ludzi, którzy w sklepach, komunikacji miejskiej chodzą bez maseczek ignorując zagrożenie, jakim jest koronawirus. A później jest płacz, cierpienie, negowanie odpowiedzialności albo też tchórzowska (auto)destrukcja.
Dwójka młodych postaci wydała mi się też mocno schematyczna. Odnoszę wrażenie, że ich biografie, portrety psychologiczne nie mają znaczenia. Ich zachowanie jest z góry wytyczone przez twórców i nic nie mogło na nie wpłynąć. Dlatego ciekawszy wydał mi się ojciec jednej z postaci. Jego postępowanie w całej tej sprawie jest o tyle fascynujące, że pozostaje niejednoznaczne. W jego bezradność i pragnienie chronienia dziecka jestem w stanie łatwo uwierzyć. W tej postaci świadomość i negacja konsekwencji ewidentnie toczą wojnę, a jej wynik nie jest łatwy do przyjęcia. Oczywiście to zniuansowanie postaci jest pozorne. W rzeczywistości jest on bowiem poboczną osobą dramatu, więc twórcy po prostu nie przywiązywali do jego losów tej samej wagi co do protagonistów. Fakt, że w przypadkowym efekcie działań filmowców widzę największe zalety filmu, dużo mówi o tym projekcie.
Ocena: 5
Komentarze
Prześlij komentarz