October Sky (1999)
Ciekawe, czy twórcy "Billy'ego Elliotta" inspirowali się filmem "Dosięgnąć kosmosu". Podobieństwa są bowiem uderzające. Oba opowiadają historie osadzone w robotniczych społecznościach, gdzie role młodych chłopców są jasno określone. W obu młody bohater ma marzenie nieprzystające do tego co właściwe, co rodzi konflikt na linii syn-ojciec. W obu jest nawet strajk. Różnice działają na niekorzyść amerykańskiego filmu: tu zamiast baletu chłopak wybrał jednak w sumie całkiem męskie zajęcie, jakim jest konstruowanie rakiet. A kiedy mowa jest o akceptacji odmienności, to nie ma tu żadnego podtekstu związanego z orientacją seksualną.
Oczywiście "Dosięgnąć kosmosu" nie mogło być bardziej radykalne. Jest to w końcu historia inspirowana prawdziwymi wydarzeniami, do tego mainstreamowa hollywoodzka produkcja, która raczej nie powstała z myślą o Oscarach, więc najbardziej wywrotowym elementem mogła być jedynie drugoplanowa postać Afroamerykanina, który jako jeden z pierwszych wspierał chłopaków w realizacji marzenia o budowie rakiety.
Film to standardowy amerykański feel-good-movie o młodych ludziach dokonujących wspaniałych rzecz, realizujących swój potencjał wbrew oczekiwaniom otoczenia. W latach 90. był to modny temat przewodni ("Młodzi gniewni", "Zakonnica w przebraniu 2"). Obraz Joe Johnstona godnie reprezentuje swój gatunek. Jest nieprzeciętnie naiwny, a pod koniec robi się nieznośnie ckliwy. Mimo wszystko trudno pozostać obojętnym na historię Homera Hickmana. Od czasu do czasu można skosztować takich kinowych słodkości.
Ocena: 7
Oczywiście "Dosięgnąć kosmosu" nie mogło być bardziej radykalne. Jest to w końcu historia inspirowana prawdziwymi wydarzeniami, do tego mainstreamowa hollywoodzka produkcja, która raczej nie powstała z myślą o Oscarach, więc najbardziej wywrotowym elementem mogła być jedynie drugoplanowa postać Afroamerykanina, który jako jeden z pierwszych wspierał chłopaków w realizacji marzenia o budowie rakiety.
Film to standardowy amerykański feel-good-movie o młodych ludziach dokonujących wspaniałych rzecz, realizujących swój potencjał wbrew oczekiwaniom otoczenia. W latach 90. był to modny temat przewodni ("Młodzi gniewni", "Zakonnica w przebraniu 2"). Obraz Joe Johnstona godnie reprezentuje swój gatunek. Jest nieprzeciętnie naiwny, a pod koniec robi się nieznośnie ckliwy. Mimo wszystko trudno pozostać obojętnym na historię Homera Hickmana. Od czasu do czasu można skosztować takich kinowych słodkości.
Ocena: 7
Komentarze
Prześlij komentarz