Project Power (2020)
"Power" spokojnie można uznać za wzorzec netfliksowej produkcji. Fabuła wygląda, jakby powstała na bazie scenariusza napisanego w latach 80. Jej poziom nie wykracza poza standard kina klasy B, które 30 lat temu nie weszłoby do kin, lecz trafiło do wypożyczalni wideo. Z niezrozumiałych powodów jednak zamiast aktorów doświadczonych w pracy przy tego rodzaju produkcjach tu występują znane, pierwszoligowe osoby, co zapewne ma tworzyć iluzję, że mamy do czynienia z wydarzeniem filmowym, a nie kolejną zapchajdziurą.
W przeciwieństwie do większości tego typu widowisk Netfliksa, to daje się jednak nawet oglądać. W porównaniu z takim "Old Guard" jest to kino pełną gębą. Jestem w sumie tym bardzo zaskoczony. Poprzedni obraz pary reżyserskiej Joost/Schulman ("Nerve") w ogóle mi się nie podobał. Tu jest nawet kilka fajnych rzeczy.
Po pierwsze piosenki. O ile muzyka ilustracyjna jest równie zła co w "Old Guard", o tyle piosenki, których jest całkiem sporo szczególnie w pierwszej połowie filmu, są spoko. Naprawdę tworzyły niezły klimat.
Po drugie Dominique Fishback jako Robin. To fajna postać odwołująca się do typowego dziecięcego/nastoletniego sidekicka, od których roiło się w kinie lat 80. Oczywiście wiem, że dla Netfliksa zapewne kluczowe było to, że Robin jest nastoletnią kobietą, do tego czarnoskórą, ale dzięki energii Fishback nie rzuca się to w oczy. Jest tak naturalna, że wydaje się idealną postacią w tej akurat filmowej fabule.
Po trzecie niektóre sceny akcji. Owszem większość z nich jest idiotycznych, do tego widać niski budżet, mimo to część z nich została tak zaprezentowana, że dostarczała trochę frajdy.
Najsłabszymi elementami "Power" - podobnie zresztą jak i "Old Guard" - są gwiazdy. Niestety bardzo czuć, że Foxx i Gordon-Levitt przyzwyczajeni są do nieco innego rodzaju aktorstwa i w tak topornych produkcjach nie do końca się odnajdują. Najgorzej wypadał Gordon-Levitt w scenach, kiedy gra dzielnego nowoorleańskiego policjanta, który widział, jak jego miasto było w przeszłości traktowane i nie chce powtórki. Jego przemowy brzmią przeraźliwi sztucznie. Gordon-Levitt nie wyglądał w nich na mieszkańca Nowego Orleanu, a raczej na kogoś, kto się z nich naśmiewa.
Ocena: 5
W przeciwieństwie do większości tego typu widowisk Netfliksa, to daje się jednak nawet oglądać. W porównaniu z takim "Old Guard" jest to kino pełną gębą. Jestem w sumie tym bardzo zaskoczony. Poprzedni obraz pary reżyserskiej Joost/Schulman ("Nerve") w ogóle mi się nie podobał. Tu jest nawet kilka fajnych rzeczy.
Po pierwsze piosenki. O ile muzyka ilustracyjna jest równie zła co w "Old Guard", o tyle piosenki, których jest całkiem sporo szczególnie w pierwszej połowie filmu, są spoko. Naprawdę tworzyły niezły klimat.
Po drugie Dominique Fishback jako Robin. To fajna postać odwołująca się do typowego dziecięcego/nastoletniego sidekicka, od których roiło się w kinie lat 80. Oczywiście wiem, że dla Netfliksa zapewne kluczowe było to, że Robin jest nastoletnią kobietą, do tego czarnoskórą, ale dzięki energii Fishback nie rzuca się to w oczy. Jest tak naturalna, że wydaje się idealną postacią w tej akurat filmowej fabule.
Po trzecie niektóre sceny akcji. Owszem większość z nich jest idiotycznych, do tego widać niski budżet, mimo to część z nich została tak zaprezentowana, że dostarczała trochę frajdy.
Najsłabszymi elementami "Power" - podobnie zresztą jak i "Old Guard" - są gwiazdy. Niestety bardzo czuć, że Foxx i Gordon-Levitt przyzwyczajeni są do nieco innego rodzaju aktorstwa i w tak topornych produkcjach nie do końca się odnajdują. Najgorzej wypadał Gordon-Levitt w scenach, kiedy gra dzielnego nowoorleańskiego policjanta, który widział, jak jego miasto było w przeszłości traktowane i nie chce powtórki. Jego przemowy brzmią przeraźliwi sztucznie. Gordon-Levitt nie wyglądał w nich na mieszkańca Nowego Orleanu, a raczej na kogoś, kto się z nich naśmiewa.
Ocena: 5
Komentarze
Prześlij komentarz