The Intruder (2019)
Jest mi naprawdę bardzo trudno uwierzyć w to, że "Natręt" został nakręcony parę lat temu. Owszem, mogę uwierzyć, że miał premierę przed rokiem, ale bardziej prawdopodobne wydaje mi się to, że przeleżał ostatnie 25 lat na półce niż że dopiero teraz powstał. "Natręt" wygląda dokładnie tak, jak większość thrillerów, które stanowiły wypełniacze półek wypożyczalni VHS-ów (dobierało się je do gorących premier, bo w pakietach było taniej).
Nie jest to jednak jeden z tych celowo złych filmów, które wywołują pozytywne konotacje z wypożyczalniowymi tytułami budząc nostalgię za dawnymi czasami. On jest zły w zupełnie nieintencjonalny sposób, przypominając, dlaczego większość filmów w wypożyczalniach była anonimowymi produkcjami, których nikt by nie oglądał, gdyby nie promocje.
Fabuła ma tu bardzo pretekstowy charakter. Bohaterowie z prawdziwym życiem nie mają wiele wspólnego. Chodzi o to, żeby ładni ludzie w atrakcyjnych scenografiach przeżywali koszmarne rzeczy. Ich przeciwnik, który na początku ma łagodną i sympatyczną twarz, pod koniec traci resztki człowieczeństwa. Są w filmie całkiem absurdalne sceny, w których dodano efekty dźwiękowe sprawiające, że psychopata warczy jak wściekłe zwierzę. Idiotyczne dialogi, głupiutko rozgrywane sceny i nawet samo małżeństwo (on pracuje i zarabia masę kasy, ona zajmuje się domem i "pracując" w czymś, co z czego nie dałoby się wyżyć, a już z całą pewnością nie w posiadłości za 3,3 mln dolarów) - wszystko to odwołuje się do najgorszych wzorców kina z wypożyczalni sprzed dwóch dekad.
"Natręt" nie budził więc mojej sympatii i nie rodził nostalgicznej tęsknoty za czasami, kiedy przed weekendem chodziłem do wypożyczalni, by zdobyć całą masę filmów do obejrzenia. Miejscami jednak był tak niedorzeczny, że sprawiał mi chwilową frajdę.
Ocena: 4
Nie jest to jednak jeden z tych celowo złych filmów, które wywołują pozytywne konotacje z wypożyczalniowymi tytułami budząc nostalgię za dawnymi czasami. On jest zły w zupełnie nieintencjonalny sposób, przypominając, dlaczego większość filmów w wypożyczalniach była anonimowymi produkcjami, których nikt by nie oglądał, gdyby nie promocje.
Fabuła ma tu bardzo pretekstowy charakter. Bohaterowie z prawdziwym życiem nie mają wiele wspólnego. Chodzi o to, żeby ładni ludzie w atrakcyjnych scenografiach przeżywali koszmarne rzeczy. Ich przeciwnik, który na początku ma łagodną i sympatyczną twarz, pod koniec traci resztki człowieczeństwa. Są w filmie całkiem absurdalne sceny, w których dodano efekty dźwiękowe sprawiające, że psychopata warczy jak wściekłe zwierzę. Idiotyczne dialogi, głupiutko rozgrywane sceny i nawet samo małżeństwo (on pracuje i zarabia masę kasy, ona zajmuje się domem i "pracując" w czymś, co z czego nie dałoby się wyżyć, a już z całą pewnością nie w posiadłości za 3,3 mln dolarów) - wszystko to odwołuje się do najgorszych wzorców kina z wypożyczalni sprzed dwóch dekad.
"Natręt" nie budził więc mojej sympatii i nie rodził nostalgicznej tęsknoty za czasami, kiedy przed weekendem chodziłem do wypożyczalni, by zdobyć całą masę filmów do obejrzenia. Miejscami jednak był tak niedorzeczny, że sprawiał mi chwilową frajdę.
Ocena: 4
Komentarze
Prześlij komentarz