Triple Frontier (2019)
SPOILER
Matematyka w kinie rzadko kiedy się sprawdza. Czego dowodem jest "Potrójna granica". Za scenariusz odpowiadał gość od "Wroga numer jeden". Za reżyserię (ostatecznie) wziął się facet od "Chciwości". Suma tych dwóch talentów powinna gwarantować świetne męskie kino. A tymczasem "Potrójna granica" to popis żenady na bogato, bo nie tylko za kamerą stali znani twórcy, przed kamerą pojawili się rozpoznawani i rozchwytywani aktorzy.
Jedyne, co mogę uznać w tej filmowej pomyłce za plus, to pomysł, by znaczna część "Potrójnej granicy" opowiadała o tym, co zazwyczaj jest w kinie sensacyjnym pomijane. Tutaj nie tyle skok jest istotny, co raczej próba dotarcia w bezpieczne miejsce z całą zrabowaną forsą. I szczerze mówiąc jest to na tyle fajny punkt wyjścia, że o wiele lepiej filmowi posłużyłoby, gdyby przygotowania do skoku i on sam nie zajmował połowę "Potrójnej granicy", a stanowił jedynie jej scenę otwierającą.
Tym bardziej, że sam skok niestety mocno rozczarowuje. Twórcy za bardzo wzięli sobie do serca to, że musi się udać, że uprościli go do maksimum. Naprawdę reżyser i scenarzysta mogli jednak się trochę wysilić. Szczególnie w sytuacji, kiedy przez godzinę oglądamy przygotowania do akcji i na każdym kroku przekonywani jesteśmy, jaki to paranoidalny i niebezpieczny jest bandzior, którego bohaterowie chcą oskubać.
Na tle całości jest to jednak drobna wada. "Potrójna granica" ma dużo poważniejsze problemy. Głównym jest bardzo słaby scenariusz. Szczerze mówiąc wolę już filmidła pokroju "Black Site Delta", które scenariusz mają toporny, ale nikt nie udaje, że jest inaczej i twórcy potrafią odwrócić to w atut. Tam każdy bohater ma jedną cechę i wszyscy się tego trzymają.
W "Potrójnej granicy" twórcy próbują nakreśli nieco bardzo skomplikowane portrety psychologiczne. Zupełnie niepotrzebnie, ponieważ później zupełnie o tym zapominają. Bohaterowie zostają sprowadzenie do jednej cechy, ale nawet w jej prezentacji reżyser ze scenarzystą nie są konsekwentni. Dlatego też widzowie co jakiś czas zaskakiwani są scenami, w których postaci zachowują się sprzecznie do swoich charakterów (a przynajmniej do tego, jak te charaktery były widzom prezentowane).
Na tym nie koniec. Leży i kwiczy również budowanie napięcia i rzucanie bohaterom kłód pod nogi. Problemy są absurdalne, większość z nich można było łatwo uniknąć, gdyby tylko bohaterowie - ludzie sprytni, zapobiegliwi, zaradni, kiedy to twórcom jest na rękę - ruszyli głową. W filmie pojawiają się nawet sceny, które stoją w sprzeczności z innymi sekwencjami.
Do tego dochodzą przerażająco drewniane, wypowiadane z przesadną powagą kwestie dialogowe. Kilka z "kłótni" jest tak idiotycznych, że nawet w kinie klasy C by nie przeszły. Na to wszystko nakłada się ogólny klimat marazmu, przez co nawet w scenach akcji film wydaje się nudny i statyczny. Naprawdę poza obsadą, w której znalazło się sporo osób, które lubię, "Potrójna granica" nie ma nic do zaoferowania.
Ocena: 3
Matematyka w kinie rzadko kiedy się sprawdza. Czego dowodem jest "Potrójna granica". Za scenariusz odpowiadał gość od "Wroga numer jeden". Za reżyserię (ostatecznie) wziął się facet od "Chciwości". Suma tych dwóch talentów powinna gwarantować świetne męskie kino. A tymczasem "Potrójna granica" to popis żenady na bogato, bo nie tylko za kamerą stali znani twórcy, przed kamerą pojawili się rozpoznawani i rozchwytywani aktorzy.
Jedyne, co mogę uznać w tej filmowej pomyłce za plus, to pomysł, by znaczna część "Potrójnej granicy" opowiadała o tym, co zazwyczaj jest w kinie sensacyjnym pomijane. Tutaj nie tyle skok jest istotny, co raczej próba dotarcia w bezpieczne miejsce z całą zrabowaną forsą. I szczerze mówiąc jest to na tyle fajny punkt wyjścia, że o wiele lepiej filmowi posłużyłoby, gdyby przygotowania do skoku i on sam nie zajmował połowę "Potrójnej granicy", a stanowił jedynie jej scenę otwierającą.
Tym bardziej, że sam skok niestety mocno rozczarowuje. Twórcy za bardzo wzięli sobie do serca to, że musi się udać, że uprościli go do maksimum. Naprawdę reżyser i scenarzysta mogli jednak się trochę wysilić. Szczególnie w sytuacji, kiedy przez godzinę oglądamy przygotowania do akcji i na każdym kroku przekonywani jesteśmy, jaki to paranoidalny i niebezpieczny jest bandzior, którego bohaterowie chcą oskubać.
Na tle całości jest to jednak drobna wada. "Potrójna granica" ma dużo poważniejsze problemy. Głównym jest bardzo słaby scenariusz. Szczerze mówiąc wolę już filmidła pokroju "Black Site Delta", które scenariusz mają toporny, ale nikt nie udaje, że jest inaczej i twórcy potrafią odwrócić to w atut. Tam każdy bohater ma jedną cechę i wszyscy się tego trzymają.
W "Potrójnej granicy" twórcy próbują nakreśli nieco bardzo skomplikowane portrety psychologiczne. Zupełnie niepotrzebnie, ponieważ później zupełnie o tym zapominają. Bohaterowie zostają sprowadzenie do jednej cechy, ale nawet w jej prezentacji reżyser ze scenarzystą nie są konsekwentni. Dlatego też widzowie co jakiś czas zaskakiwani są scenami, w których postaci zachowują się sprzecznie do swoich charakterów (a przynajmniej do tego, jak te charaktery były widzom prezentowane).
Na tym nie koniec. Leży i kwiczy również budowanie napięcia i rzucanie bohaterom kłód pod nogi. Problemy są absurdalne, większość z nich można było łatwo uniknąć, gdyby tylko bohaterowie - ludzie sprytni, zapobiegliwi, zaradni, kiedy to twórcom jest na rękę - ruszyli głową. W filmie pojawiają się nawet sceny, które stoją w sprzeczności z innymi sekwencjami.
Do tego dochodzą przerażająco drewniane, wypowiadane z przesadną powagą kwestie dialogowe. Kilka z "kłótni" jest tak idiotycznych, że nawet w kinie klasy C by nie przeszły. Na to wszystko nakłada się ogólny klimat marazmu, przez co nawet w scenach akcji film wydaje się nudny i statyczny. Naprawdę poza obsadą, w której znalazło się sporo osób, które lubię, "Potrójna granica" nie ma nic do zaoferowania.
Ocena: 3
Komentarze
Prześlij komentarz