(2020) جنایت بی دقت
Trzy historie rozgrywające się na różnych płaszczyznach czasowych, z różnymi bohaterami, które jednak stanowią jedną opowieść, a postacie jednocześnie obecne są współcześnie i 40 lat wcześniej. Jądrem fabuły jest wydarzenie sprzed upadku szacha. Wtedy to czterech mężczyzn dokonało podpalenia kina, co przy złamaniu wszelkich zasad bezpieczeństwa przez właścicieli kina sprawiło, że doszło do olbrzymiej tragedii. Czterdzieści lat później pewien mężczyzna, który nie może dostać leków powstrzymujących jego skłonności do piromanii, weźmie udział w akcji mającej na celu podpalenie kina. Kino ma dokładnie te same problemy co przybytek 40 lat wcześniej. A sam mężczyzna i jego towarzysze szykując się do podpalenia będą rozmawiać o obaleniu szacha...
Christopher Nolan w "Tenet" próbował pobawić się czasoprzestrzenią. Jednak jego działania miały zaskakująco statyczną i linearną formę, a całe zamieszanie wprowadzała paplanina z wykorzystaniem terminów fizycznych. Reżyser "Careless Crime" nie używa żadnej terminologii i niczego widzom nie wyjaśnia, a mimo to zamotał filmową czasoprzestrzeń po mistrzowsku. Udało mu się całkowicie zatrzeć granicę czasu. W żadnym momencie nie możemy być pewni kolejności wydarzeń ani tego, kto w której przestrzeni się znajduje. Często też powtarza te same sceny pokazując je jednak z różnych perspektyw. Czasami sceny zapętlają się tworząc pozornie błędne koło, choć nie do końca, bo każde okrążenie coś w sytuacji zmienia. Innym razem te same dialogi padają w innym miejscu, czasie lub kontekście.
A wszystko to bez jakiegokolwiek dodatkowego wyjaśnienia. Nie wiemy więc, czy jest to jedynie projekcja choregu umysłu mężczyzny, czy może dzieje się naprawdę. Całość, choć plącze płaszczyzny czasowe i przestrzenne, pozostaje jednak zaskakująco spójną opowieścią. Przypomniało mi to "Rekonstrukcję". Nikomu od czasu Boe nie udało się równie udanie stworzyć iluzję rzeczywistości przy jednoczesnym absolutnym manipulowaniu i wtrącaniu się w samą tkankę filmowego świata.
"Careless Crime" jednak oceniam niżej niż "Rekonstrukcję". Film wymaga bowiem sporo cierpliwości. Na początku miałem problem z wejściem do tego świata, co w przypadku filmu Boe nie miało miejsca. Dopiero z czasem, kiedy zorientowałem się, jak wszystko jest tu zapętlone, rzecz zaczęła mnie fascynować.
Ocena: 7
Christopher Nolan w "Tenet" próbował pobawić się czasoprzestrzenią. Jednak jego działania miały zaskakująco statyczną i linearną formę, a całe zamieszanie wprowadzała paplanina z wykorzystaniem terminów fizycznych. Reżyser "Careless Crime" nie używa żadnej terminologii i niczego widzom nie wyjaśnia, a mimo to zamotał filmową czasoprzestrzeń po mistrzowsku. Udało mu się całkowicie zatrzeć granicę czasu. W żadnym momencie nie możemy być pewni kolejności wydarzeń ani tego, kto w której przestrzeni się znajduje. Często też powtarza te same sceny pokazując je jednak z różnych perspektyw. Czasami sceny zapętlają się tworząc pozornie błędne koło, choć nie do końca, bo każde okrążenie coś w sytuacji zmienia. Innym razem te same dialogi padają w innym miejscu, czasie lub kontekście.
A wszystko to bez jakiegokolwiek dodatkowego wyjaśnienia. Nie wiemy więc, czy jest to jedynie projekcja choregu umysłu mężczyzny, czy może dzieje się naprawdę. Całość, choć plącze płaszczyzny czasowe i przestrzenne, pozostaje jednak zaskakująco spójną opowieścią. Przypomniało mi to "Rekonstrukcję". Nikomu od czasu Boe nie udało się równie udanie stworzyć iluzję rzeczywistości przy jednoczesnym absolutnym manipulowaniu i wtrącaniu się w samą tkankę filmowego świata.
"Careless Crime" jednak oceniam niżej niż "Rekonstrukcję". Film wymaga bowiem sporo cierpliwości. Na początku miałem problem z wejściem do tego świata, co w przypadku filmu Boe nie miało miejsca. Dopiero z czasem, kiedy zorientowałem się, jak wszystko jest tu zapętlone, rzecz zaczęła mnie fascynować.
Ocena: 7
Komentarze
Prześlij komentarz