Onward (2020)
Dla Pixara COVID-19 był błogosławieństwem. Studio może sobie tłumaczyć słabą sprzedaż "Naprzód" pandemią. Nie mam jednak wątpliwości, że bez koronawirusa wyniki animacji wcale nie byłyby dużo lepsze. Bo choć na papierze wszystko z filmem jest w porządku, to niestety w rzeczywistości wieje z niego nudą.
"Naprzód" to żywy dowód na to, że udawanie dobrej historii nie sprawia, że film taki rzeczywiście będzie. Twórcy podeszli do tego przedsięwzięcia zbyt pragmatycznie. "Naprzód" wygląda prawie jak formuła aptekarska. Poszczególne elementy dawkowane są z niezwykłą precyzją. Każdy element dopasowany jest do pozostałych, by tworzyć spójny obraz. Są więc nieco ekscentryczni bohaterowie, jest kino drogi pełne przygód i odkrywania życiowych prawd. Są wzruszenia, jest humor i oczywiście zabawa baśniowymi konwencjami. Wszystko to perfekcyjnie zebrane i schludnie zaprezentowane.
Niestety zabrakło pierwiastka autentyzmu. Filmowi brakuje serca. Zamiast poruszania ważnych emocjonalnie tematów, mamy najzwyklejszy w świecie acting out i unikanie trudnych spraw. Ot taki problem żałoby i tęsknoty. W teorii jest to fundament "Naprzód". W rzeczywistości służy tylko jako woda na młyn nieznośnie irytującej paplaniny, ale prawdziwych uczuć w tym nie ma za wiele (a może nawet wcale).
Inny przykład: Ian, główny bohater. Przez większość filmu jest irytującym, zapatrzonym w siebie dzieciakiem, który tak bardzo zafiksowany jest na własnych problemach, że nie zauważa cudzych. Podróż jest dla niego lekcją życia, empatii, porzucenia egocentryzmu. Ale znów, owa podróż odbywa się bez angażowania emocji. Kiedy więc bohater odhaczy wszystkie punkty swojej listy i zrozumie, kim w jego życiu jest brat, nie ma to najmniejszego pierwiastka emocjonalnego. Nie jest w żadnym razie kluczowa scena filmu, choć właśnie taką być powinna.
"Naprzód" to ładne opakowanie. Szkoda, że w środku praktycznie niczego nie ma.
Ocena: 6
"Naprzód" to żywy dowód na to, że udawanie dobrej historii nie sprawia, że film taki rzeczywiście będzie. Twórcy podeszli do tego przedsięwzięcia zbyt pragmatycznie. "Naprzód" wygląda prawie jak formuła aptekarska. Poszczególne elementy dawkowane są z niezwykłą precyzją. Każdy element dopasowany jest do pozostałych, by tworzyć spójny obraz. Są więc nieco ekscentryczni bohaterowie, jest kino drogi pełne przygód i odkrywania życiowych prawd. Są wzruszenia, jest humor i oczywiście zabawa baśniowymi konwencjami. Wszystko to perfekcyjnie zebrane i schludnie zaprezentowane.
Niestety zabrakło pierwiastka autentyzmu. Filmowi brakuje serca. Zamiast poruszania ważnych emocjonalnie tematów, mamy najzwyklejszy w świecie acting out i unikanie trudnych spraw. Ot taki problem żałoby i tęsknoty. W teorii jest to fundament "Naprzód". W rzeczywistości służy tylko jako woda na młyn nieznośnie irytującej paplaniny, ale prawdziwych uczuć w tym nie ma za wiele (a może nawet wcale).
Inny przykład: Ian, główny bohater. Przez większość filmu jest irytującym, zapatrzonym w siebie dzieciakiem, który tak bardzo zafiksowany jest na własnych problemach, że nie zauważa cudzych. Podróż jest dla niego lekcją życia, empatii, porzucenia egocentryzmu. Ale znów, owa podróż odbywa się bez angażowania emocji. Kiedy więc bohater odhaczy wszystkie punkty swojej listy i zrozumie, kim w jego życiu jest brat, nie ma to najmniejszego pierwiastka emocjonalnego. Nie jest w żadnym razie kluczowa scena filmu, choć właśnie taką być powinna.
"Naprzód" to ładne opakowanie. Szkoda, że w środku praktycznie niczego nie ma.
Ocena: 6
Komentarze
Prześlij komentarz