Rebecca (2020)

Kino kostiumowe jest jak papierek lakmusowy, pokazuje na ile prawdziwie ciekawym autorem jest dany reżyser. W ostatnim czasie "Faworyta", "Emma.", "Curiosa", "Dwudzieste stulecie" czy "Teska" pokazały, że nie musi to być kino sztywno trzymające się przetartych szlaków, że jest tu całkiem sporo miejsca na pokazanie własnego stylu, świeżości, niebanalności. Niestety Ben Wheatley, którego kiedyś uważałem za gościa o ciekawej wyobraźni, nie zdał egzaminu.



Jego "Rebeka" trąci pajęczynami i kulkami przeciw molom. To rzecz nudna, prymitywna, spreparowana w sposób mechaniczny. Oglądając ten film ani przez chwilę nie byłem w stanie zrozumieć, dlaczego Wheatley wziął się za ekranizację książki Daphne Du Maurier. Nie wiem też, czy cokolwiek chciał tą historią przekazać widzom.

Jest dla mnie jednak jasne, że reżyser niewiele miejsca poświęcił na zrozumienie głównych postaci tego dramatu. Kim są, czego pragną, co ich definiuje - to wszystko jest w jego opowieści zmarginalizowane. Nie udaje mu się więc wychwycić fascynującego paradoksu, polegającego na tym, że każda z głównych postaci ma dwoistą naturę: wyrachowaną i delikatną. Nie jest więc też w stanie w ciekawy sposób uchwycić zmieniającego się klimatu opowieści, przenoszenia akcentów z jednej postaci na inną.

Wheatley jedyne, co potrafi zrobić, to raportować wydarzenia. Dlatego też w całym jego filmie tylko sceny procesu przyciągały uwagę, bo tylko tam wydarzenia rozgrywają się w sposób bezpośredni. Mamy walkę, intrygę, zdradę, odkrywanie prawdy. Wszystko tu jest proste i oczywiste, w przeciwieństwie do prawie całej reszty.

"Rebeka" to już drugie mocne potknięcie Wheatleya (po "High-Rise"). Chciałbym wierzyć, że ostatnie. Ale widząc, jakie projekty wybiera reżyser ("Tom Raider 2", "The Meg 2"), sądzę, że zadowala go rola wyrobnika. A z tym ja się jeszcze nie do końca oswoiłem.

Ocena: 3

Komentarze

Chętnie czytane

Hvítur, hvítur dagur (2019)

Daddy's Home 2 (2017)

One Last Thing (2018)

Paradise (2013)

Tracks (2013)