Tesla (2020)
Miła niespodzianka. Oczekiwałem kolejnej prawilnej do bólu filmowej biografii. Tymczasem "Teslę" trudno w ogóle nazwać biografią. Filmowi bliżej jest do "Króla rozrywki" czy "Dwudziestego stulecia" niż "Wojny o prąd". Co mnie akurat się bardzo spodobało.
"Tesla" to twórcza impresja. Inspirując się faktami z życia wynalazcy oraz jego osiągnięciami i teoriami reżyser kreśli niezwykłą wizję, baśniową fantasmagorię, która o ból głowy przyprawi purystów historii. Tu naprawdę wszystko jest możliwe. Narratorka korzysta z wyszukiwarki Google, w jednej ze scen Edison wyciąga komórkę, a Tesla urządza sobie wieczór karaoke i śpiewa piosenkę "Everybody Wants to Rule the World". Prawdziwe wydarzenia mieszają się ze spekulacjami i alternatywnymi wersjami zdarzeń.
"Tesla" to kolejny po filmie "Curiosa. Sztuka uwodzenia" obraz, który pokazał, że muzyka elektroniczna świetnie współgra z kostiumowym dramatem. Niestety, podobnie jak "Dwudzieste stulecie", wymaga przed seansem zapoznania się z tematem, by móc w pełni docenić co i jak zostało przez twórców zaprezentowane. Na szczęście moja wiedza na temat Tesli jest większa od tej, jaką mam o premierach Kanady, więc w przypadku tego filmu łatwiej było mi się zorientować w twórczych decyzjach reżysera.
I choć cieszy mnie to niekonwencjonalne podejście do biografii, to jednak rozczarowało mnie to, że poza tym jednym aspektem jest to rzecz mocno konwencjonalna. Tempo i zdjęcia mają typowy charakter dla filmów aspirujących do bycia dziełami artystycznymi. To niestety prowadziło do powstania wyczuwalnej nuty pretensjonalności, którą rzadko kiedy toleruję. Wolałbym więcej szaleństwa a mniej artystycznych kalkulacji.
Ocena: 6
"Tesla" to twórcza impresja. Inspirując się faktami z życia wynalazcy oraz jego osiągnięciami i teoriami reżyser kreśli niezwykłą wizję, baśniową fantasmagorię, która o ból głowy przyprawi purystów historii. Tu naprawdę wszystko jest możliwe. Narratorka korzysta z wyszukiwarki Google, w jednej ze scen Edison wyciąga komórkę, a Tesla urządza sobie wieczór karaoke i śpiewa piosenkę "Everybody Wants to Rule the World". Prawdziwe wydarzenia mieszają się ze spekulacjami i alternatywnymi wersjami zdarzeń.
"Tesla" to kolejny po filmie "Curiosa. Sztuka uwodzenia" obraz, który pokazał, że muzyka elektroniczna świetnie współgra z kostiumowym dramatem. Niestety, podobnie jak "Dwudzieste stulecie", wymaga przed seansem zapoznania się z tematem, by móc w pełni docenić co i jak zostało przez twórców zaprezentowane. Na szczęście moja wiedza na temat Tesli jest większa od tej, jaką mam o premierach Kanady, więc w przypadku tego filmu łatwiej było mi się zorientować w twórczych decyzjach reżysera.
I choć cieszy mnie to niekonwencjonalne podejście do biografii, to jednak rozczarowało mnie to, że poza tym jednym aspektem jest to rzecz mocno konwencjonalna. Tempo i zdjęcia mają typowy charakter dla filmów aspirujących do bycia dziełami artystycznymi. To niestety prowadziło do powstania wyczuwalnej nuty pretensjonalności, którą rzadko kiedy toleruję. Wolałbym więcej szaleństwa a mniej artystycznych kalkulacji.
Ocena: 6
Komentarze
Prześlij komentarz