The 20th Century (2019)
"Dwudzieste stulecie" to przykład kina niezwykle hermetycznego, które jednak mimo wszystko może stanowić całkiem niezłą rozrywkę dla niewtajemniczonych. Ja na przykład o historii Kanady wiem naprawdę niewiele, a mimo to film przypadł mi do gustu.
Większość z głównych bohaterów "Dwudziestego stulecia" stanowią zdeformowane przez lunaparkowe krzywe zwierciadła rzeczywiste postaci znane wszystkim Kanadyjczykom. Główny bohater - Mackenzie King - to podobno jeden z najsłynniejszych premierów tego kraju. Arthur Meighen, Bert Harper i parę innych osób to postacie, o których Kanadyjczycy uczą się na lekcjach historii. I w tym właśnie tkwi hermetyczność "Dwudziestego stulecia". Bez wiedzy historycznej trudno jest bowiem przeniknąć decyzje dotyczące samej konstrukcji bohaterów, jak również łączących ich relacji. Na przykład udało mi się zorientować, że Harper był bliskim przyjacielem Kinga, a w filmie pokazani są jako rywale. Dlaczego? Jako Kanadyjczykowi zapewne byłbym w stanie to zrozumieć i bawić się wieloma podobnymi umieszczonymi w fabule motywami, bo że twórcy śmieją się z siebie samych, to nie ulega dla mnie żadnej wątpliwości (konkurs jest dość czytelny pod tym względem).
Ponieważ Kanadyjczykiem nie jest, to pozostało mi szukanie wartości rozrywkowej w formie opowieści i bardziej uniwersalnych interakcjach między bohaterami. Na szczęście nie musiałem wkładać w to zbyt wiele wysiłku, bo zarówno forma przywołująca na myśl kino z początku XX wieku, jak wiele absurdalnych pomysłów (fetysz obuwniczy, masakrowanie foczek) jest na tyle zabawnych, że naprawdę nie trzeba doszukiwać się humoru ukrytego w detalach.
Oczywiście "Dwudzieste stulecie" jest filmem naprawdę ekscentrycznym. Jestem sobie w stanie wyobrazić skrajnie negatywne reakcje na niego. Ja jednak lubię ten rodzaj narracji. Może dlatego, że jest rzadko stosowany, więc sama jego egzotyka już działa na mnie pozytywnie.
Ocena: 7
Większość z głównych bohaterów "Dwudziestego stulecia" stanowią zdeformowane przez lunaparkowe krzywe zwierciadła rzeczywiste postaci znane wszystkim Kanadyjczykom. Główny bohater - Mackenzie King - to podobno jeden z najsłynniejszych premierów tego kraju. Arthur Meighen, Bert Harper i parę innych osób to postacie, o których Kanadyjczycy uczą się na lekcjach historii. I w tym właśnie tkwi hermetyczność "Dwudziestego stulecia". Bez wiedzy historycznej trudno jest bowiem przeniknąć decyzje dotyczące samej konstrukcji bohaterów, jak również łączących ich relacji. Na przykład udało mi się zorientować, że Harper był bliskim przyjacielem Kinga, a w filmie pokazani są jako rywale. Dlaczego? Jako Kanadyjczykowi zapewne byłbym w stanie to zrozumieć i bawić się wieloma podobnymi umieszczonymi w fabule motywami, bo że twórcy śmieją się z siebie samych, to nie ulega dla mnie żadnej wątpliwości (konkurs jest dość czytelny pod tym względem).
Ponieważ Kanadyjczykiem nie jest, to pozostało mi szukanie wartości rozrywkowej w formie opowieści i bardziej uniwersalnych interakcjach między bohaterami. Na szczęście nie musiałem wkładać w to zbyt wiele wysiłku, bo zarówno forma przywołująca na myśl kino z początku XX wieku, jak wiele absurdalnych pomysłów (fetysz obuwniczy, masakrowanie foczek) jest na tyle zabawnych, że naprawdę nie trzeba doszukiwać się humoru ukrytego w detalach.
Oczywiście "Dwudzieste stulecie" jest filmem naprawdę ekscentrycznym. Jestem sobie w stanie wyobrazić skrajnie negatywne reakcje na niego. Ja jednak lubię ten rodzaj narracji. Może dlatego, że jest rzadko stosowany, więc sama jego egzotyka już działa na mnie pozytywnie.
Ocena: 7
Komentarze
Prześlij komentarz