Dark Waters (2019)
Todd Haynes miał chyba parę pilnych rachunków do zapłacenia. Tylko tak potrafię sobie wytłumaczyć to, że nakręcił "Mroczne wody". Choć nie, sam fakt, że wziął się za tę historię mnie nie dziwi. Zaskakuje mnie raczej sposób realizacji.
Fabularnie jest to bowiem rzecz o wielkim potencjale. Nie dość, że mamy do czynienia z kochanym przez kino motywem walki Dawida z Goliatem, to jest tu jeszcze sporo dodatkowych smaczków. Walka z koncernem DuPont trwała dwie dekady i przez większość tego czasu wydawało się, że prawnik i osoby, które reprezentuje, są na straconej pozycji. Nawet kiedy odnosili zwycięstwo, po czasie okazywało się, że nie jest ono wiele warte.
Niestety w "Mrocznych wodach" niemal nic z tego nie pozostało. Haynes prowadzi fabułę według klasycznego hollywoodzkiego wzorca. W zasadzie wygląda to, jakby kręcił film przez sen. Wszystko jest tu zrobione poprawnie, ale nic nie wychodzi poza znany schemat. Sceny kłótni z żoną lub problemy zdrowotne wcale nie są elementami pogłębiającymi portret jednostki, lecz typowymi zabiegami, by pokazać, jaki osobisty koszt ponosi dzielny bohater.
Haynes jednak dba przynajmniej o to, by jego film nie spadł poniżej pewnego poziomu. Całość ma więc solidne podstawy i nawet jeśli jest boleśnie wtórna, to przynajmniej nieźle się to ogląda. Udało się też reżyserowi stworzyć kilka scen, gdzie autentycznie coś poczułem. I w takich chwilach najbardziej żałowałem, że jest to tylko taśmowa produkcja o dzielnym prawniku, a nie coś bardziej autorskiego.
Ocena: 5
Fabularnie jest to bowiem rzecz o wielkim potencjale. Nie dość, że mamy do czynienia z kochanym przez kino motywem walki Dawida z Goliatem, to jest tu jeszcze sporo dodatkowych smaczków. Walka z koncernem DuPont trwała dwie dekady i przez większość tego czasu wydawało się, że prawnik i osoby, które reprezentuje, są na straconej pozycji. Nawet kiedy odnosili zwycięstwo, po czasie okazywało się, że nie jest ono wiele warte.
Niestety w "Mrocznych wodach" niemal nic z tego nie pozostało. Haynes prowadzi fabułę według klasycznego hollywoodzkiego wzorca. W zasadzie wygląda to, jakby kręcił film przez sen. Wszystko jest tu zrobione poprawnie, ale nic nie wychodzi poza znany schemat. Sceny kłótni z żoną lub problemy zdrowotne wcale nie są elementami pogłębiającymi portret jednostki, lecz typowymi zabiegami, by pokazać, jaki osobisty koszt ponosi dzielny bohater.
Haynes jednak dba przynajmniej o to, by jego film nie spadł poniżej pewnego poziomu. Całość ma więc solidne podstawy i nawet jeśli jest boleśnie wtórna, to przynajmniej nieźle się to ogląda. Udało się też reżyserowi stworzyć kilka scen, gdzie autentycznie coś poczułem. I w takich chwilach najbardziej żałowałem, że jest to tylko taśmowa produkcja o dzielnym prawniku, a nie coś bardziej autorskiego.
Ocena: 5
Komentarze
Prześlij komentarz