Possessor (2020)

Brandon Cronenberg powinien zmienić zawód. Wydaje mi się, że o wiele lepiej poradziłby sobie jako artysta działający na polu sztuk wizualnych: video-artu lub multimedialnych permormance'ów. "Possessor" wyraźnie pokazuje, że ma niesłychany zmysł estetyczny. Wiele ze scen jest pięknie skomponowanych. Cronenberg świetnie czuje kolory, światło, cień. Wizualnie "Possessor" może zachwycać.



Ale jako filmowiec nie tworzy po prostu pięknych ruchomych obrazów. Powinien też opowiadać fabułę. W każdym razie w sytuacji, w której kręci film fabularny, a takim bez wątpienia jest "Possessor". Na tym polu niestety Cronenberg wypada bardzo słabo.

Fabuła jest szczątkowa. Może tak się nie wydawać na pierwszy rzut oka, bo reżyser mocno miesza w warstwie wizualnej, co z kolei może zaburzać proces percepcji. Niemniej jednak jest to dość banalna opowieść o osobie, która za bardzo zatraca się w swojej pracy. I tyle. Napięcia, problemy, zwroty akcji są ledwo nakreślone. Dzieją się w sposób mechanicznych. Miejscami historia robi się naprawdę żenująco prymitywna.

Ale to i tak nic w porównaniu z portretami bohaterów. Ich nie ma w ogóle. Próba przyjrzenia się Tasyi czy Colinowi przypomina przyglądanie się akwareli, którą uratowano z powodzi i odgadnięcie, co też ona przedstawia. Tasya niemal nie istnieje jako bohaterka. Z przebiegu fabuły mogę domyślić się, że "Possessor" przedstawia jej ewolucję, podróż na drugą stronę, akceptację tego, co Superego trzymało pod kontrolą, a co uwolniło się w procesie przenikania z osobowościami ofiar. Ale Cronenbergowi nie udaje się tego opowiedzieć. Motywacja Tasyi w scenach rodzinnych jest niezauważalna. Jej relacje z Colinem sprowadzają się do ładnych obrazków wizualnych sklejania się i odlepiania.

A Colin? Przez chwilę wydawało mi się, że Cronenberg spróbuje pokazać jego konflikt z sobą samym, schizofrenię, która przecież wcale nią nie jest. Ale poza jednym krótkim przebłyskiem i na tym polu reżyser zawiódł na całej linii. Finałowa "walka" jest tego doskonałym przykładem. Jest ona pusta, nie ma w sobie żadnej konkretnej wartości. Istnieje wyłącznie jako pretekst dla kolejnych wizualnych ekscesów.

Takie działanie Cronenberga sprawia, że moja uwaga skupiała się przede wszystkim na tych postaciach, które z założenia nie miały być określone. Dlatego też chyba najbardziej przypadła mi do gustu gra Jennifer Jason Leigh. Girder scenariuszowo jest niezapisaną tablicą. Wszystko, co ta postać sobą reprezentuje, jest wynikiem gry Leigh.

Ocena: 4

Komentarze

Chętnie czytane

Hvítur, hvítur dagur (2019)

Daddy's Home 2 (2017)

One Last Thing (2018)

Paradise (2013)

Tracks (2013)