Werk ohne Autor (2018)

Nie każde monumentalne dzieło jest arcydziełem. Urodzony w RFN Florian Henckel von Donnersmarck może tego nie wiedzieć. Ominęła go III Rzesza. Nie doznał na własnej skórze, czym jest sztuka socrealistyczna. Po nakręceniu "Obrazów bez autora" to się zmieniło.



Ten trzygodzinny fresk chce być jednocześnie opowieścią o sztuce i poszukiwaniu własnego artystycznego głosu, obrazem doświadczonej przez nazizm i komunizm ojczyzny oraz sagą rodziny, której losy odbijają niczym w zwierciadle losy całego kraju. Jak widać, reżyser miał naprawdę spore ambicje. Niestety zabrakło mu umiejętności, by nad tym wszystkim zapanować. Większość więc opowiada "po łebkach", operując uproszczeniami i schematami, które na sucho uszłyby w telenoweli, ale w kinie już niekoniecznie.

Najgorzej wypada wątek osobisty. Postać ojca ukochanej bohatera jest tak naprawdę zbędna. To, ile czasu mu zostaje poświęcone, nie ma żadnego uzasadnienia. Owszem scena konfrontacji z obrazem jest jedną z najlepszych w filmie, ale i tak nie stanowi wystarczającego uzasadnienia, by rozbudowywać wątek, który w rzeczywistości sprowadza się do stwierdzenia, że świat jest mały i losy wszystkich są ze sobą splecione.

O sztuce też jest tutaj dużo za mało jak na film, który trwa trzy godziny. W zasadzie dopiero ostatnia godzina w większym stopniu skupia się na bohaterze jako artyście. Wcześniej więcej jest gadania ideologicznego o sztuce. Co samo w sobie jest ciekawe, ale koniec końców też okazuje się tylko paplaniną po próżnicy, ponieważ reżyserowi nie udaje się powiedzieć nic ciekawego o bohaterze w kontrze (?) do tych ideologii.

Zmarnowany potencjał.

Ocena: 4

Komentarze

Chętnie czytane

Whiplash (2014)

The Revenant (2015)

En kort en lang (2001)

Dheepan (2015)