Bliss (2021)
To interesujące, że osobom, którym podobały się poprzednie filmy Mike'a Cahilla "Błogość" nie przypadła do gustu. Z kolei mnie, dotąd nie mającego zbyt wiele dobrego do powiedzenia o filmach reżysera, ten spodobał się i to bardzo.
W zasadzie jest to obraz bardzo podobny do poprzednich dzieł reżysera. To kolejna mieszanka kina artystycznego z chwytami rodem z dzieł klasy C. Bohaterowie znów schwytani są w egzystencjalną pułapkę. Nawet role, jakie pełnią są podobno do tych, jakie reżyser przypisywał bohaterom poprzednich filmów. Tym razem to jednak działa. Podział na dwie rzeczywistości był strzałem w dziesiątkę. Egzystencja bohatera rozdarta jest między oba światy. W żadnym nie czuje się do końca u siebie. Żadnego nie potrafi całkowicie odrzucić. To zmienia jego życie w chaos, którego odzwierciedleniem jest nieco niezborna narracja Cahilla.
Podoba mi się to, że punkt ciężkości historii przesunięty jest z szukania przez bohatera dowodów na prawdziwość jednego lub drugiego świata, na to, na ile autentycznie dana rzeczywistość oddziałuje na niego. "Błogość" zmienia się w przypowieść o roli jednostkowego doświadczenia w sortowaniu i interpretowaniu docierających bodźców.
Co prawda wolałbym, żeby Cahill darował sobie niektóre sceny sugerujące, co jest prawdziwe a co nie. Pierwsze zbliżenie na migający portfel było totalnie zbędne. Reżyser powinien w całości poświęcić się subiektywnemu odbieraniu świata (a tego portfela nikt nie obserwował).
Pewne uduchownienie, które zazwyczaj u Cahilla mnie irytowało, tu okazało się ciekawym dodatkiem. Pozwoliło lepiej wybrzmieć wątkowi córki bohatera. Przypomina mi ona postacie z prozy Dicka.
O dziwo najsłabszym ogniwem wydała mi się Salma Hayek. Nie byłem do końca przekonany do jej roli. Coś mnie ciągle uwierało. Była w niej jakaś fałszywa nuta. Jakby za bardzo się starała zagrać kogoś, kogo nie do końca "czuje".
Ocena: 7
W zasadzie jest to obraz bardzo podobny do poprzednich dzieł reżysera. To kolejna mieszanka kina artystycznego z chwytami rodem z dzieł klasy C. Bohaterowie znów schwytani są w egzystencjalną pułapkę. Nawet role, jakie pełnią są podobno do tych, jakie reżyser przypisywał bohaterom poprzednich filmów. Tym razem to jednak działa. Podział na dwie rzeczywistości był strzałem w dziesiątkę. Egzystencja bohatera rozdarta jest między oba światy. W żadnym nie czuje się do końca u siebie. Żadnego nie potrafi całkowicie odrzucić. To zmienia jego życie w chaos, którego odzwierciedleniem jest nieco niezborna narracja Cahilla.
Podoba mi się to, że punkt ciężkości historii przesunięty jest z szukania przez bohatera dowodów na prawdziwość jednego lub drugiego świata, na to, na ile autentycznie dana rzeczywistość oddziałuje na niego. "Błogość" zmienia się w przypowieść o roli jednostkowego doświadczenia w sortowaniu i interpretowaniu docierających bodźców.
Co prawda wolałbym, żeby Cahill darował sobie niektóre sceny sugerujące, co jest prawdziwe a co nie. Pierwsze zbliżenie na migający portfel było totalnie zbędne. Reżyser powinien w całości poświęcić się subiektywnemu odbieraniu świata (a tego portfela nikt nie obserwował).
Pewne uduchownienie, które zazwyczaj u Cahilla mnie irytowało, tu okazało się ciekawym dodatkiem. Pozwoliło lepiej wybrzmieć wątkowi córki bohatera. Przypomina mi ona postacie z prozy Dicka.
O dziwo najsłabszym ogniwem wydała mi się Salma Hayek. Nie byłem do końca przekonany do jej roli. Coś mnie ciągle uwierało. Była w niej jakaś fałszywa nuta. Jakby za bardzo się starała zagrać kogoś, kogo nie do końca "czuje".
Ocena: 7
Komentarze
Prześlij komentarz