Coming 2 America (2021)
Już chyba parę razy o tym wspominałem, ale osobiście nie mam nic przeciwko remake'om. Biorąc pod uwagę to, jak zmienia się świat, jakie przemiany przechodzi podejście do konkretnych tematów, wzorów zachowań itp., remake może być świetnym papierkiem lakmusowym swoich czasów. Opowiadając tę samą historię opowiada zarazem coś zupełnie innego, bo podejście do kobiet, seksualizacji postaci, przemocy ulega zmianie. Remake może być więc świetną polemiką ze swoją wcześniejszą wersją. Niestety większość z ostatnio robionych w Hollywood remake'ów zdaje się ignorować tkwiący w nich potencjał. Jedynym wyjątkiem był w zasadzie drugi "Borat", który dając nam to samo, co wcześniej, jest zarazem dziełem swoich czasów, a zatem niezależnym od poprzednika.
"Książę w Nowym Jorku 2" to tymczasem granie na nostalgii najgorszego sortu. Nie widać w nim żadnego pomysłu na opowiedzenie nowej, zabawnej historii. Mamy za to pretekst fabularny, dzięki któremu twórcy bez najmniejszej żenady cytują i parafrazują prawie cały oryginał. Gdyby jeszcze szła za tym jakaś myśl, próba pokazania, jak po ponad trzech dekadach zmieniło się (albo i nie) spojrzenie na czarnoskórych mieszkańców globu w kulturze zachodniej (amerykańskiej), jak zmieniły się (albo i nie) relacje damsko-męskie, podejście do autorytetów. Ale nie! Cytaty mają za zadanie przywołanie ducha nostalgii za oryginałem i nic więcej. Współczesność jest bazą kilku mało śmiesznych dowcipów (jak ten o operacji zmieniającej penisa w waginę).
Fabularnie "Książę w Nowym Jorku 2" wypada również fatalnie. Pomysł z synem-bękartem uważam za kompletnie nietrafiony. Wydaje mi się, że o wiele lepiej byłoby, gdyby była to historia Akeema zmuszonego do powrotu do Nowego Jorku po tym, jak jego córka uciekła sprzed ołtarza idąc w jego ślady, wychowana na micie księcia, który pojechał do Ameryki i wrócił z prawdziwą miłością. Ta fabuła umożliwiłaby podpięcie się pod współczesne trendy tworząc ciekawą postać kobiecą i dałaby szansę na pokazanie poprzez wyprawę Akeema, jak zmieniła się Ameryka pozostając jednocześnie pod wieloma względami taką samą jak w latach 80.
Zdumiewa mnie również fatalna reżyseria. Craig Brewer przecież nakręcił wcześniej z Murphym świetny film "Nazywam się Dolemite", który miał niezłe tempo i pomysłową formę narracji. "Książę w Nowym Jorku 2" wygląda jakby całość wydrukowano w drukarce 3D na podstawie szablonu przygotowanego przez gościa mającego gdzieś swoją robotę. Jest więc nudno i kompletnie nieśmiesznie. W zasadzie jedynym plusem filmu są kolorowe, spektakularnie wyglądające kostiumy. Nie tego się spodziewałem po filmie.
Ocena: 2
"Książę w Nowym Jorku 2" to tymczasem granie na nostalgii najgorszego sortu. Nie widać w nim żadnego pomysłu na opowiedzenie nowej, zabawnej historii. Mamy za to pretekst fabularny, dzięki któremu twórcy bez najmniejszej żenady cytują i parafrazują prawie cały oryginał. Gdyby jeszcze szła za tym jakaś myśl, próba pokazania, jak po ponad trzech dekadach zmieniło się (albo i nie) spojrzenie na czarnoskórych mieszkańców globu w kulturze zachodniej (amerykańskiej), jak zmieniły się (albo i nie) relacje damsko-męskie, podejście do autorytetów. Ale nie! Cytaty mają za zadanie przywołanie ducha nostalgii za oryginałem i nic więcej. Współczesność jest bazą kilku mało śmiesznych dowcipów (jak ten o operacji zmieniającej penisa w waginę).
Fabularnie "Książę w Nowym Jorku 2" wypada również fatalnie. Pomysł z synem-bękartem uważam za kompletnie nietrafiony. Wydaje mi się, że o wiele lepiej byłoby, gdyby była to historia Akeema zmuszonego do powrotu do Nowego Jorku po tym, jak jego córka uciekła sprzed ołtarza idąc w jego ślady, wychowana na micie księcia, który pojechał do Ameryki i wrócił z prawdziwą miłością. Ta fabuła umożliwiłaby podpięcie się pod współczesne trendy tworząc ciekawą postać kobiecą i dałaby szansę na pokazanie poprzez wyprawę Akeema, jak zmieniła się Ameryka pozostając jednocześnie pod wieloma względami taką samą jak w latach 80.
Zdumiewa mnie również fatalna reżyseria. Craig Brewer przecież nakręcił wcześniej z Murphym świetny film "Nazywam się Dolemite", który miał niezłe tempo i pomysłową formę narracji. "Książę w Nowym Jorku 2" wygląda jakby całość wydrukowano w drukarce 3D na podstawie szablonu przygotowanego przez gościa mającego gdzieś swoją robotę. Jest więc nudno i kompletnie nieśmiesznie. W zasadzie jedynym plusem filmu są kolorowe, spektakularnie wyglądające kostiumy. Nie tego się spodziewałem po filmie.
Ocena: 2
Komentarze
Prześlij komentarz