Jexi (2019)
"Jexi" byłoby super, gdyby trwało nie więcej niż 30 minut. Pomysł pyskatej sztucznej inteligencji, której "ofiarą" jest uzależniony od telefonu nieudacznik, świetnie się sprawdzi w krótkim metrażu. Interakcje, wojna na spryt, kłótnie - to wszystko bawi na całego.
Niestety po pół godzinie efekt nowości mija i nagle na wierzch zaczynają wychodzić wady. A tych w "Jexi" jest całkiem sporo. Przede wszystkim można odnieść wrażenie, że scenariusz został przypadkowo sklejony z dwóch kompletnie odmiennych tekstów. Jeden jest o tym, co by było, gdyby Skynet produkowało telefony komórkowe, a SI miała nadmiernie rozbudowane libido. Drugi jest krytyką wirtualnych interakcji. Twórcy nie potrafili tych dwóch myśli ze sobą połączyć, przez co jeszcze w pierwszej połowie film zaczyna po prostu nudzić.
"Jexi" jest też dziwacznie zrealizowany. Z niezrozumiałych dla mnie powodów operator co chwilę stosował nagłe zbliżenia i oddalenia. Wygląda to tak, jakby cierpiał na Parkinsona i ręka mu cały czas drgała, kiedy trzymał ją na obiektywie. Całość sprawia też wrażenie rzeczy nakręconej za garść dolarów. I nie jest to wcale przenośnia. Do tego wszystkiego w co drugiej scenie aktorzy chyba nie dostawali dialogów, a jedynie ogólnikowy opis sytuacji, po czym kręcono ich improwizację. A że wszystko robione było najwyraźniej po taniości, to i żadnych dubli nie robiono.
W ten sposób jako całość "Jexi" w ogóle się nie sprawdza. Niemniej jednak znalazło się w filmie kilka naprawdę zabawnych scen. I jest mi trochę szkoda, że utonęły one w odmętach beznadziei całej reszty.
Ocena: 4
Niestety po pół godzinie efekt nowości mija i nagle na wierzch zaczynają wychodzić wady. A tych w "Jexi" jest całkiem sporo. Przede wszystkim można odnieść wrażenie, że scenariusz został przypadkowo sklejony z dwóch kompletnie odmiennych tekstów. Jeden jest o tym, co by było, gdyby Skynet produkowało telefony komórkowe, a SI miała nadmiernie rozbudowane libido. Drugi jest krytyką wirtualnych interakcji. Twórcy nie potrafili tych dwóch myśli ze sobą połączyć, przez co jeszcze w pierwszej połowie film zaczyna po prostu nudzić.
"Jexi" jest też dziwacznie zrealizowany. Z niezrozumiałych dla mnie powodów operator co chwilę stosował nagłe zbliżenia i oddalenia. Wygląda to tak, jakby cierpiał na Parkinsona i ręka mu cały czas drgała, kiedy trzymał ją na obiektywie. Całość sprawia też wrażenie rzeczy nakręconej za garść dolarów. I nie jest to wcale przenośnia. Do tego wszystkiego w co drugiej scenie aktorzy chyba nie dostawali dialogów, a jedynie ogólnikowy opis sytuacji, po czym kręcono ich improwizację. A że wszystko robione było najwyraźniej po taniości, to i żadnych dubli nie robiono.
W ten sposób jako całość "Jexi" w ogóle się nie sprawdza. Niemniej jednak znalazło się w filmie kilka naprawdę zabawnych scen. I jest mi trochę szkoda, że utonęły one w odmętach beznadziei całej reszty.
Ocena: 4
Komentarze
Prześlij komentarz