Apró mesék (2019)
Polscy filmowcy zamiast wpatrywać się w Amerykę powinni bardziej inspirować się Węgrami. Szczególnie jeśli chodzi o odwagę i pomysłowość w podejmowanie trudnych tematów związanych z konsekwencjami II wojny światowej. "Nieprawdopodobna historia" to drugi po "1945" węgierski film, którego akcja rozgrywa się tuż po zakończeniu wojny i bez owijania w bawełnę pokazuje nieprzyjemną prawdę o tym, jak wyglądało wtedy życie.
Widzimy nie tylko znajdujący się w ruinie kraj, ale i ludzi, którzy naznaczeni jedną traumą już zaczynają być tłamszeni przez kolejny totalitarny ustrój. Jesteśmy świadkami okrutnych samosądów. Poznajemy straszliwe historie z czasów wojny, które prześladują tych wszystkich, którzy mieli to (nie)szczęście przeżyć. I oglądamy kiełkujący komunistyczny zamordyzm, który zbrodnie wojenne rozlicza tylko wtedy, kiedy pragmatyzm na tym nie cierpi.
Na tym tle rozgrywa się dramat kilku osób, które wiele w życiu wycierpiały, co sprawia, że nie potrafią być prewencyjnymi potworami. Nie znaczy to wcale, że są to osoby bez skazy. Kiedy poznajemy głównego bohatera, jest on idealnym mieszkańcem zrujnowanego kraju, ponieważ sam też jest mentalnie w ruinach. Dlatego bez skrupułów oszukuje naiwniaków, by w ten sposób przetrwać kolejny dzień. W tym filmie nikt nie jest bez wad, ponieważ taka jest sama natura wojennej zawieruchy. Węgrzy świetnie to wszystko w tym filmie uchwycili.
Niestety dobre wrażenie psuje przyjęta przez reżysera konwencja estetyczna, by całość przywodziła produkcje z lat 30. i 40. ubiegłego wieku. W czołówce i napisach końcowych wyszło to nawet nieźle. Niestety muzyka inspirowana tym, jak komponowano utwory do filmów w tamtych dekadach, skutecznie zepsuła mi całe doświadczenie. W większości scen ta muzyka po prostu nie pasowała. I za każdym razem, kiedy się pojawiała, miałem ochotę wyciszyć dźwięk. To było nie do zniesienia i udana reszta nie była w stanie tego zrównoważyć.
Ocena: 6
Widzimy nie tylko znajdujący się w ruinie kraj, ale i ludzi, którzy naznaczeni jedną traumą już zaczynają być tłamszeni przez kolejny totalitarny ustrój. Jesteśmy świadkami okrutnych samosądów. Poznajemy straszliwe historie z czasów wojny, które prześladują tych wszystkich, którzy mieli to (nie)szczęście przeżyć. I oglądamy kiełkujący komunistyczny zamordyzm, który zbrodnie wojenne rozlicza tylko wtedy, kiedy pragmatyzm na tym nie cierpi.
Na tym tle rozgrywa się dramat kilku osób, które wiele w życiu wycierpiały, co sprawia, że nie potrafią być prewencyjnymi potworami. Nie znaczy to wcale, że są to osoby bez skazy. Kiedy poznajemy głównego bohatera, jest on idealnym mieszkańcem zrujnowanego kraju, ponieważ sam też jest mentalnie w ruinach. Dlatego bez skrupułów oszukuje naiwniaków, by w ten sposób przetrwać kolejny dzień. W tym filmie nikt nie jest bez wad, ponieważ taka jest sama natura wojennej zawieruchy. Węgrzy świetnie to wszystko w tym filmie uchwycili.
Niestety dobre wrażenie psuje przyjęta przez reżysera konwencja estetyczna, by całość przywodziła produkcje z lat 30. i 40. ubiegłego wieku. W czołówce i napisach końcowych wyszło to nawet nieźle. Niestety muzyka inspirowana tym, jak komponowano utwory do filmów w tamtych dekadach, skutecznie zepsuła mi całe doświadczenie. W większości scen ta muzyka po prostu nie pasowała. I za każdym razem, kiedy się pojawiała, miałem ochotę wyciszyć dźwięk. To było nie do zniesienia i udana reszta nie była w stanie tego zrównoważyć.
Ocena: 6
Komentarze
Prześlij komentarz