Prime Time (2021)
Po obejrzeniu całości, nie sądzę, żeby o to chodziło twórcom, ale ja bawiłem się całkiem dobrze podczas seansu "Prime Time'u". Rozbawiła mnie prozaiczność całej sytuacji. To, że cały plan bohatera posypał się, ponieważ ktoś musi obsługiwać kamery, mikrofony, światło. Oczami wyobraźni wyobrażałem sobie, jak wyglądałoby "Pieskie popołudnie" nakręcone przez Jakuba Piątka: Przepraszam, ale nie mogę spełnić twojego żądania, ponieważ skończył się papier do kasy fiskalnej.
"Prime Time" przywodzi mi na myśl francuskie dramaty społeczne, które opowiadają o losach konkretnych osób przez pryzmat funkcjonowania systemu, a to kuratorów sądowych, a to policji, a to opiekunów czy nauczycieli. U Piątka też najważniejsze są mechanizmy funkcjonowania: jak zachowają się pracownicy stacji telewizyjnej, jakie będą procedury policji, co się dzieje, kiedy pojawiają się przeszkody.
Takie podejście mnie osobiście odpowiada. I trochę żałuję, że reżyserowi to nie wystarczyło. Przebitki na zdjęcia archiwalne, na Y2K, orędzie prezydenta i większość tekstów wypowiadanych w finale ewidentnie sugeruje, że film ma głębsze przesłanie. Tyle tylko, że jest ono dość banalne i zupełnie niepotrzebne. Zamiast na nim Piątek lepiej zrobiłby skupiając się na warstwie ludzkiej, bo ta po prostu leży i kwiczy zarzynana. Cała obsada uprawia aktorski solipsyzm. Grają dobrze, tyle tylko że dla samych siebie. Nie ma w tym żadnych rzeczywistych interakcji między postaciami. Kiedy dochodzi do jakiegoś zachowania jednej osoby, które jest konsekwencją postępowania innej, to ma to charakter dedukcji tego, jak ktoś w takiej sytuacji mógłby zareagować, a nie jest efektem organicznych interakcji. Może dlatego najciekawszą sekwencją jest "korespondencyjny" dialog głównego bohatera z ojcem, ponieważ nie dochodzi w nim do żadnych fizycznych interakcji, wszystko rozgrywa się na poziomie wypowiadanych słów.
Czyni to niestety z filmu rzecz z gruntu pustą. I cieszy mnie, że przynajmniej twórcy zrezygnowali z postawienia kropki nad "i", nie wyjaśniając, o co chodziło bohaterowi, kiedy wszedł z bronią do telewizji. Bo wtedy miałbym filmu serdecznie dość, a tak uważam go za niezły.
Ocena: 6
"Prime Time" przywodzi mi na myśl francuskie dramaty społeczne, które opowiadają o losach konkretnych osób przez pryzmat funkcjonowania systemu, a to kuratorów sądowych, a to policji, a to opiekunów czy nauczycieli. U Piątka też najważniejsze są mechanizmy funkcjonowania: jak zachowają się pracownicy stacji telewizyjnej, jakie będą procedury policji, co się dzieje, kiedy pojawiają się przeszkody.
Takie podejście mnie osobiście odpowiada. I trochę żałuję, że reżyserowi to nie wystarczyło. Przebitki na zdjęcia archiwalne, na Y2K, orędzie prezydenta i większość tekstów wypowiadanych w finale ewidentnie sugeruje, że film ma głębsze przesłanie. Tyle tylko, że jest ono dość banalne i zupełnie niepotrzebne. Zamiast na nim Piątek lepiej zrobiłby skupiając się na warstwie ludzkiej, bo ta po prostu leży i kwiczy zarzynana. Cała obsada uprawia aktorski solipsyzm. Grają dobrze, tyle tylko że dla samych siebie. Nie ma w tym żadnych rzeczywistych interakcji między postaciami. Kiedy dochodzi do jakiegoś zachowania jednej osoby, które jest konsekwencją postępowania innej, to ma to charakter dedukcji tego, jak ktoś w takiej sytuacji mógłby zareagować, a nie jest efektem organicznych interakcji. Może dlatego najciekawszą sekwencją jest "korespondencyjny" dialog głównego bohatera z ojcem, ponieważ nie dochodzi w nim do żadnych fizycznych interakcji, wszystko rozgrywa się na poziomie wypowiadanych słów.
Czyni to niestety z filmu rzecz z gruntu pustą. I cieszy mnie, że przynajmniej twórcy zrezygnowali z postawienia kropki nad "i", nie wyjaśniając, o co chodziło bohaterowi, kiedy wszedł z bronią do telewizji. Bo wtedy miałbym filmu serdecznie dość, a tak uważam go za niezły.
Ocena: 6
Komentarze
Prześlij komentarz