Sound of Metal (2019)
"Sound of Metal" jest klasyczną historią o duchach, tyle że tym razem bohaterem jest duch egzystencjalny. Grany przez Riza Ahmeda Ruben umarł. Symbolicznie. Jego ciało wciąż żyje. Ale cały jego świat legł w gruzach, kiedy stracił słuch. Dla niego dotychczasowe życie się skończyło. Teraz Ruben jest niczym duch, który nie potrafi opuścić materialnego świata i rozpocząć nową formę egzystencji. Pozostaje więc w zawieszeniu, karmiąc się złudną nadzieją na to, że może odzyskać to, co stracił i negować prawdę o tym, co jeszcze straci.
I wtedy na jego drodze pojawia się Joe i jego podopieczni. Dzięki nim Ruben zaczyna uczyć się nowego sposobu na istnienie. Po początkowych trudnościach wydaje się, że zaczyna aklimatyzować się do nowych warunków. A jednak wciąż desperacko trzyma się życia, które utracił. Wciąż czepia się przeszłości, choć wszyscy, łącznie z nim samym, są już w innych miejscach. Jak to jednak bywa w przypadku duchów, które nagle i brutalnie zostały wyrwane ze swojego życia, najtrudniejsza lekcja jest jeszcze przed nim. To lekcja pożegnania i odpuszczania.
"Sound of Metal" to film niepozorny. To historia skromna, skupiona na jednostkowym doświadczeniu, bardziej zainteresowana emocjonalną podróżą bohatera niż na rzeczywistym dzianiu się. Jak na tego rodzaju opowieść reżyser jednak trochę zbyt szybko przechodzi do porządku dziennego nad niektórymi aspektami natury Rubena. Środkowa część jego wewnętrznej wędrówki jest zdecydowanie potraktowana po macoszemu. Ja rozumiem, że było to podyktowane presją czasu, w końcu film i tak trwa prawie dwie godziny, niemniej jednak uwierało mnie to, jak bezproblemowo wypadają sceny rodzajowe z dziećmi, z innymi członkami ośrodka, jak szybko przyswoił sobie język migowy. A przecież mówimy tu o byłym narkomanie, gościu, który kiedyś nie wytrzymał presji świata. Typowy schemat scenariuszowy z punktami kryzysowymi wyznaczającymi kolejne etapy narracji tutaj nie powinien mieć miejsca, rozmydla bowiem całą historię.
Niemniej jednak to wciąż jest kawał dobrego kina. Do tego Riz Ahmed w końcu doczekał się pochwał i nagród, na jakie jego talent zasługiwał już od dawna. Kibicuję jego karierze od czasu "Czterech lwów" i cieszę się, że obsypany został nagrodami.
Ocena: 7
I wtedy na jego drodze pojawia się Joe i jego podopieczni. Dzięki nim Ruben zaczyna uczyć się nowego sposobu na istnienie. Po początkowych trudnościach wydaje się, że zaczyna aklimatyzować się do nowych warunków. A jednak wciąż desperacko trzyma się życia, które utracił. Wciąż czepia się przeszłości, choć wszyscy, łącznie z nim samym, są już w innych miejscach. Jak to jednak bywa w przypadku duchów, które nagle i brutalnie zostały wyrwane ze swojego życia, najtrudniejsza lekcja jest jeszcze przed nim. To lekcja pożegnania i odpuszczania.
"Sound of Metal" to film niepozorny. To historia skromna, skupiona na jednostkowym doświadczeniu, bardziej zainteresowana emocjonalną podróżą bohatera niż na rzeczywistym dzianiu się. Jak na tego rodzaju opowieść reżyser jednak trochę zbyt szybko przechodzi do porządku dziennego nad niektórymi aspektami natury Rubena. Środkowa część jego wewnętrznej wędrówki jest zdecydowanie potraktowana po macoszemu. Ja rozumiem, że było to podyktowane presją czasu, w końcu film i tak trwa prawie dwie godziny, niemniej jednak uwierało mnie to, jak bezproblemowo wypadają sceny rodzajowe z dziećmi, z innymi członkami ośrodka, jak szybko przyswoił sobie język migowy. A przecież mówimy tu o byłym narkomanie, gościu, który kiedyś nie wytrzymał presji świata. Typowy schemat scenariuszowy z punktami kryzysowymi wyznaczającymi kolejne etapy narracji tutaj nie powinien mieć miejsca, rozmydla bowiem całą historię.
Niemniej jednak to wciąż jest kawał dobrego kina. Do tego Riz Ahmed w końcu doczekał się pochwał i nagród, na jakie jego talent zasługiwał już od dawna. Kibicuję jego karierze od czasu "Czterech lwów" i cieszę się, że obsypany został nagrodami.
Ocena: 7
Komentarze
Prześlij komentarz