The Nest (2020)
Gdyby nie scena otwierająca film "Gniazdo", moglibyśmy żyć iluzją, że oto oglądamy idealną rodzinę. Mąż budzący troskliwie żonę. Przekomarzanie się przy śniadaniu. Gra ojca z synem i jego kolegą w piłkę. Cudowna harmonia. Ale pierwsza scena miała miejsce. Wiemy więc, że to tylko iluzja, że ten idealny obrazek nie przetrwa próby czasu i czeka nas dekonstrukcja rodziny. Pytanie brzmi jedynie: jak głęboki będzie rozpad rodziny.
"Gniazdo" to dzieło klasowego kujona. Jest boleśnie schematyczne, przygotowane według podręcznikowego wzorca, bez zbaczania od niego choćby na milimetr. W ten sposób historia wyzbyta została emocji. Trudno przejmować się losami małżeństwa, skoro czuć, że jej upadek ma mechaniczny charakter. Jude Law i Carrie Coon mogą dwoić się i troić, żeby nadać postaciom pozory życia, a i tak koniec końców są laleczkami, którymi kieruje pozbawiony wyobraźni reżyser.
Ale toporność relacji rodzinnych i prezentacja ich rozpadu twórcy nie wystarczyła. Postanowił pobawić się też symboliką, co całość przemieniło w pastisz kina artystycznego. Samo domostwo jeszcze mogło się obronić, gdyby reżyser chętniej wdał się we flirt z formułą horroru. Jednak już postać konia, to przesada pozbawiona grama dobrego smaku. Nie wiedziałem, czy mam płakać ze śmiechu czy też śmiać się przez łzy. W efekcie całość wydała mi się rzeczą żenującą, którą mógłbym zrozumieć, gdyby nakręciła ją osoba na pierwszym roku filmówki.
Ocena: 3
"Gniazdo" to dzieło klasowego kujona. Jest boleśnie schematyczne, przygotowane według podręcznikowego wzorca, bez zbaczania od niego choćby na milimetr. W ten sposób historia wyzbyta została emocji. Trudno przejmować się losami małżeństwa, skoro czuć, że jej upadek ma mechaniczny charakter. Jude Law i Carrie Coon mogą dwoić się i troić, żeby nadać postaciom pozory życia, a i tak koniec końców są laleczkami, którymi kieruje pozbawiony wyobraźni reżyser.
Ale toporność relacji rodzinnych i prezentacja ich rozpadu twórcy nie wystarczyła. Postanowił pobawić się też symboliką, co całość przemieniło w pastisz kina artystycznego. Samo domostwo jeszcze mogło się obronić, gdyby reżyser chętniej wdał się we flirt z formułą horroru. Jednak już postać konia, to przesada pozbawiona grama dobrego smaku. Nie wiedziałem, czy mam płakać ze śmiechu czy też śmiać się przez łzy. W efekcie całość wydała mi się rzeczą żenującą, którą mógłbym zrozumieć, gdyby nakręciła ją osoba na pierwszym roku filmówki.
Ocena: 3
Komentarze
Prześlij komentarz