Ammonite (2020)

Dwie kobiety naznaczone przez los. Samotne. Próbujące z lepszym lub gorszym skutkiem stawiać czoła kolejnym dniom. Jedna z nich zdaje się pogodzona z losem. Swój ból przemieniła w mur, którym odgradza się od świata. Druga z nich jest kompletnie zagubiona. Jej ból jest zbyt świeży, by mogła z nim cokolwiek uczynić. To egzystencjalne powinowactwo pozwoli zbudować pomost ponad początkowo dzielącą ich przepaścią animozji. I wtedy odkryją, że łączy je coś jeszcze.



"Amonit" jest niczym więcej jak wariacją na ten sam temat, który Francis Lee poruszył w swoim poprzednim filmie "Piękny kraj". O ile tam spotkanie dwóch mężczyzn przypominało próbę oswojenia dzikiego, nieufnego zwierzęcia, o tyle tu mamy do czynienia z wysuszonymi pustynnymi kwiatami, które w końcu mogą się rozwinąć, ponieważ spadł na nie życiodajny deszcz.

Choć jednak tematyka jest podobna w obu filmach, to Lee tym razem prowadzi historię w innym kierunku. W "Pięknym kraju" miłość jest najważniejsza i to ona w pełni określa życie bohaterów. W "Amonicie" miłość nie przekreśla innych spraw, jak własne aspiracje, jak duma, jak poczucie niezależności. Jest to więc film zaprawiony goryczą, choć Lee kończy go znakiem zapytania. Enigmatyczna ostatnia scena pozwoli widzom dopisać własne zakończenie w zależności od tego, jak silna jest w nich nuta romantyzmu.

"Amonit" ma znakomicie zbudowany klimat. Surowe zdjęcia, niespieszna narracja i pierwszorzędne aktorstwo (w szczególności Winslet zasługuje na pochwały) składają się na bardzo dobry film. Jednak nie ma w sobie tej emocjonalnej magii co "Piękny kraj". Budzi zachwyt, ale nie jest to rzecz, do której będę chętnie powracał.

Ocena: 7

Komentarze

Chętnie czytane

Whiplash (2014)

The Revenant (2015)

En kort en lang (2001)

Dheepan (2015)