Black Widow (2021)

Oglądając "Czarną Wdowę" przypomniałem sobie, kiedy czytałem cykl Roberta Jordana "Koło Czasu". Pierwsze tomy bardzo mi się podobały. Ale w połowie cykl zaczął budzić moje frustracje. Każdy tom był grubą cegłą, co sugerowało masę historii i zwrotów akcji. W rzeczywistości 2/3 książek pozbawione były treści. Jordan opisywał każdy krok stawiany przez bohaterów, a pomiędzy jednym krokiem a drugim miały miejsce obszerne opisy tego, co sobie myślą. Wydarzeń istotnych dla całej historii było niewiele. W końcówce tempo trochę przyspieszało, by w kolejnym tomie znów przez większość nic się nie działo. Zrezygnowany ostatecznie porzuciłem "Koło Czasu". I nigdy nawet nie przyszło mi do głowy, by go skończyć.



Z "Czarną Wdową" mam dokładnie tak samo. Dla mnie to było kino minimalistyczne w wersji blockbusterowej: minimum treści, a pustkę wypełniają sceny akcji. "Czarna Wdowa" przywodzi na myśl najgorsze serialowe praktyki. Jest niczym czwarty, piąty odcinek sezonu mającego 22-24 odcinki. Może więc jedynie posiadać okruchy w minimalnym stopniu rozbudowujące świat przedstawiony i zero prawdziwej historii, ponieważ tej musi starczyć na co najmniej 18 kolejnych odcinków.

W "Czarnej Wdowie" nie ma więc tak naprawdę przemyślanej historii. Zastępują ją niezborne sceny akcji i kilka partii dialogowych, które imitują fabułę tylko dlatego, że następują jedna po drugiej. Bohaterki nie mają celu ani planu. Kiedy Czarna Wdowa trafia do nowej lokacji, aktywowany jest bez jej udziału ciąg zdarzeń, który kończy się jej przeniesieniem do innej lokacji, gdzie wszystko zaczyna się od nowa. Nie ma tu miejsca na wyzwania (poza tymi, jakie narzucają same sceny akcji), decyzje i ciężar konsekwencji. Czarny bohater jest równie nijaki i na tle innych złoczyńców filmowego MCU wypada blado, co sporo o nim mówi, bo Marvel nie ma w ogóle dobrej ręki do filmowych antagonistów.

Jest jednak kilka niezłych momentów. To sceny spotkań rodzinnych, gdzie marvolowskiego heroizmu nie ma za wiele, gdzie pogoń za komiksowymi atrakcjami odchodzi na bok i twórcy jakby zaskoczeni skupiają na bohaterkach swoją uwagę, zauważając je po raz pierwszy. Rozmowa Aleksieja z Jeleną to chyba mój ulubiony moment w całym filmie. Ale nawet te sceny nie mają większego znaczenia, zostając bowiem maksymalnie rozwodnionymi w powodzi niepotrzebnego łubudu.

W rzeczywistości jedyną sceną posuwającą historię do przodu jest ta po napisach. Ale tylko dla tego, że podprowadza pod to, co potencjalnie może się wydarzeń w kolejnych częściach MCU, bo w niej samej też nic się nie dzieje.

Ocena: 3

Komentarze

Chętnie czytane

Whiplash (2014)

The Revenant (2015)

En kort en lang (2001)

Dheepan (2015)