The Tomorrow War (2021)
Jest rok 2022. W tym świecie pandemia COVID-19 nie wydarzyła się, więc ludzie żyli sobie spokojnie. Niestety, idyllę burzy pojawienie się grupy osób z przyszłości z desperackim wołaniem o pomoc. Za 30 lat ludzkość stanie na skraju zagłady za sprawą dzikich i niezwykle agresywnych kosmitów. Sami nie dają już sobie rady. Proszą więc o wysłanie ludzi, którzy staną w obronie naszej cywilizacji. Wkrótce rozpoczyna się przymusowy pobór wszystkich tych, którzy w umarli przed rokiem, do którego zostaną przeniesieni. Jednym z nich jest był żołnierz, teraz nudzący się jako nauczyciel, Dan Forester...
"Wojna o jutro" to odbite od sztancy widowisko sf o inwazji obcych i podróżach w czasie. Twórcy nie ukrywają, że na oryginalności fabuły wcale im nie zależało. Odnajdziemy więc tu masę scen, które znamy z niezliczonych podobnych filmów. Chris McKay skupił się na tym, jak opowiada tę historię. I muszę powiedzieć, że dobrze zrobił. Ma dryg do prowadzenia dynamicznej narracji. Oglądając "Wojnę o jutro" nie ma czasu na nudę. Akcja goni akcję, a chwile wytchnienia nie są przeciągane, dając minimum budulca do tworzenia na tyle atrakcyjnych relacji między bohaterami, by film przestał sprawiać wrażenie pustego.
Oglądając "Wojnę o jutro" nie potrafiłem zrozumieć, dlaczego Paramount pozbył się tego filmu, a Amazon postanowił zrezygnować z jego kinowej dystrybucji. Rzecz ewidentnie została zrobiona z myślą o dużych ekranach i to na nich z całą pewnością robi najbardziej imponujące wrażenie. Jest to też widowisko na tyle solidnie zrealizowane, że spokojnie mogło poradzić sobie z kinową konkurencją. Paramount w ostatnim czasie miał większe badziewia, których nie wstydził się wprowadzić do kin ("Sekcja rytmiczna", "Action Point").
Ocena: 6
PS. Nie rozumiem, dlaczego twórcy dali Betty Gilpin tak bierną rolę. W "Polowaniu" udowodniła, że akcja to jej żywioł. Liczyłem, że tu też pokaże, na co ją stać.
"Wojna o jutro" to odbite od sztancy widowisko sf o inwazji obcych i podróżach w czasie. Twórcy nie ukrywają, że na oryginalności fabuły wcale im nie zależało. Odnajdziemy więc tu masę scen, które znamy z niezliczonych podobnych filmów. Chris McKay skupił się na tym, jak opowiada tę historię. I muszę powiedzieć, że dobrze zrobił. Ma dryg do prowadzenia dynamicznej narracji. Oglądając "Wojnę o jutro" nie ma czasu na nudę. Akcja goni akcję, a chwile wytchnienia nie są przeciągane, dając minimum budulca do tworzenia na tyle atrakcyjnych relacji między bohaterami, by film przestał sprawiać wrażenie pustego.
Oglądając "Wojnę o jutro" nie potrafiłem zrozumieć, dlaczego Paramount pozbył się tego filmu, a Amazon postanowił zrezygnować z jego kinowej dystrybucji. Rzecz ewidentnie została zrobiona z myślą o dużych ekranach i to na nich z całą pewnością robi najbardziej imponujące wrażenie. Jest to też widowisko na tyle solidnie zrealizowane, że spokojnie mogło poradzić sobie z kinową konkurencją. Paramount w ostatnim czasie miał większe badziewia, których nie wstydził się wprowadzić do kin ("Sekcja rytmiczna", "Action Point").
Ocena: 6
PS. Nie rozumiem, dlaczego twórcy dali Betty Gilpin tak bierną rolę. W "Polowaniu" udowodniła, że akcja to jej żywioł. Liczyłem, że tu też pokaże, na co ją stać.
Komentarze
Prześlij komentarz