Malignant (2021)
James Wan nie zwodzi widzów. Prolog "Wcielenia" to film w pigułce. Jeśli przerysowana gra Jacqueline McKenzie jako dr Florence Weaver wystawiła waszą cierpliwość na wielką próbę, jeśli czerstwe one-linery przyprawiały was o mdłości, to powinniście natychmiast opuścić kino. Ta sekwencja jest bowiem zapowiedzią tego, co czeka na widzów przez resztę filmu. Nie macie co liczyć na zmianę konwencji. Będziecie więc doświadczać straszliwych męczarni, a z kina wyjdziecie z ogromnym poczuciem zawodu i straconego czasu.
Ja jednak byłem tą sceną zachwycony. Kiedy dr Weaver rzuca tekst "Czas wyciąć ten rak", to nie mogłem powstrzymać się od śmiechu i braw. Od tego momentu wiedziałem, że ten film mi się spodoba, że będzie to dla mnie najlepsze dzieło Wana w historii.
"Wcielenie" zrealizowane jest w konwencji, której normalnie nie można oglądać w kinie. To formuła horrorów klasy C, które trafiają na duże ekrany wyłącznie w ramach niszowych przeglądów i festiwali skierowanych do wąskiego grona odbiorców takiego kina gatunkowego. Dzieło Wana korzysta więc ze wszystkich klasycznych rozwiązań formalnych i warsztatowych przekształcając swój film w list miłosny dedykowany tym wszystkim, których oglądają i doceniają nieliczni.
"Wcielenie" jest przejaskrawione, sztuczne, groteskowe i brutalne. Zły smak łączy się tu z zaskakującą wrażliwością artystyczną (bo w końcu wielu twórców zamkniętych w tym gatunkowym getcie marzy o sztuce filmowej wyższych lotów). Obok topornych dialogów mamy więc ciekawe rozwiązania wizualne, jak choćby spojrzenie z góry na bohaterkę i jej dom. Wan nie boi się iść na całość bawiąc się makabrą i obrzydliwością. Scena w areszcie będzie chyba moim ulubionym WTF roku. Zaś następująca po nim masakra w komisariacie, to jedna z najbrutalniejszych rozrób ostatnich miesięcy (choć w tej kategorii konkurencja jest dużo większa).
Niestety zdarzyło się w filmie kilka drobnych przestojów i potknięć. Ogólnie jednak byłem zachwycony tym, co widziałem na ekranie i pokochałem nowe dzieło Wana, jak żadne z jego wcześniejszych dokonań.
Ocena: 8
Ja jednak byłem tą sceną zachwycony. Kiedy dr Weaver rzuca tekst "Czas wyciąć ten rak", to nie mogłem powstrzymać się od śmiechu i braw. Od tego momentu wiedziałem, że ten film mi się spodoba, że będzie to dla mnie najlepsze dzieło Wana w historii.
"Wcielenie" zrealizowane jest w konwencji, której normalnie nie można oglądać w kinie. To formuła horrorów klasy C, które trafiają na duże ekrany wyłącznie w ramach niszowych przeglądów i festiwali skierowanych do wąskiego grona odbiorców takiego kina gatunkowego. Dzieło Wana korzysta więc ze wszystkich klasycznych rozwiązań formalnych i warsztatowych przekształcając swój film w list miłosny dedykowany tym wszystkim, których oglądają i doceniają nieliczni.
"Wcielenie" jest przejaskrawione, sztuczne, groteskowe i brutalne. Zły smak łączy się tu z zaskakującą wrażliwością artystyczną (bo w końcu wielu twórców zamkniętych w tym gatunkowym getcie marzy o sztuce filmowej wyższych lotów). Obok topornych dialogów mamy więc ciekawe rozwiązania wizualne, jak choćby spojrzenie z góry na bohaterkę i jej dom. Wan nie boi się iść na całość bawiąc się makabrą i obrzydliwością. Scena w areszcie będzie chyba moim ulubionym WTF roku. Zaś następująca po nim masakra w komisariacie, to jedna z najbrutalniejszych rozrób ostatnich miesięcy (choć w tej kategorii konkurencja jest dużo większa).
Niestety zdarzyło się w filmie kilka drobnych przestojów i potknięć. Ogólnie jednak byłem zachwycony tym, co widziałem na ekranie i pokochałem nowe dzieło Wana, jak żadne z jego wcześniejszych dokonań.
Ocena: 8
Komentarze
Prześlij komentarz