Tu me manques (2019)
Tworzenie filmów typu 2w1 to ryzykowne przedsięwzięcie. Często wiele elementów do siebie nie przystaje, inne tracą na wartości, powstaje dysonans i poczucie obcowania z chaosem, który wymknął się spod kontroli. Jeśli jednak uda się połączyć ze sobą sprzeczne elementy, powstaje dzieło wyjątkowe. Niestety "Tęsknię za tobą" bliżej jest do tej pierwszej kategorii.
Film Rodrigo Bellotta jest adaptacją jego własnej sztuki teatralnej, która w rodzinnej Boliwii była wydarzeniem sezonu. "Tęsknię za tobą" opowiada więc historię, którą opowiada sztuka, a która inspirowana jest prawdziwymi wydarzeniami. Jest jednak również opowieścią o samym przedstawieniu, a jeden z bohaterów staje się wcieleniem samego reżysera/dramaturga.
Z tych dwóch filmów ciekawy jest ten pierwszy. Fabuła skupia się na spotkaniu pogrążonego w żałobie ojca z kochankiem jego zmarłego syna. Chłopak popełnił samobójstwo. Ojciec, który na początku za wszystko obwinia kochanka, postanawia jednak go poznać i w ten sposób zrozumieć, kim był jego syn i dlaczego się zabił. Kochanek, który nie wiedział o samobójczej śmierci miłości swego życia, za wszystko obwinia rodzinę zmarłego, ale wbrew sobie staje się przewodnikiem ojca po świecie, którego ten nie zna.
Ta relacje jest świetnie pokazana. To opowieść o sile wspomnień, które potrafią kształtować rzeczywistość, choć same pozostają mocno efemeryczne. Świetnie oddaje to pomysł, by postać zmarłego odgrywało kilku aktorów, którzy nawet w jednej sekwencji wymieniają się. Kiedy doda się do tego doskonałą kreację Oscara Martíneza w roli ojca, dostałem naprawdę mocno emocjonalne, niezwykle intymne doświadczenie.
Przeplatający się z tym wątek przygotowania przedstawienia i próba pokazania jego znaczenia dla Boliwii, wytrącał mnie z immersyjnego doświadczenia. Czułem, że jest to zupełnie inna bajka. Bajka, której nie oddano w tym filmie sprawiedliwości. Z napisów końcowych wynika, że przedstawienie rozniosło się szerokim echem. Ale z filmu to wcale nie wynika. Jego pomysłowość, jego siła oddziaływania zniknęły, został banał o zmaganiu się twórcy z typowym zestawem przeszkód. Nie dość więc, że przeszkadzało mi to w cieszeniu się historią, która mi się podobała, to jeszcze nie opowiadała nic, co mógłbym uznać za na tyle istotne, by usprawiedliwiało wtrącanie się w ciekawą opowieść o ojcu i kochanku pogrążonych w bólu, których dzieli wszystko, a łączy miłość do zmarłego.
Ocena: 6
Film Rodrigo Bellotta jest adaptacją jego własnej sztuki teatralnej, która w rodzinnej Boliwii była wydarzeniem sezonu. "Tęsknię za tobą" opowiada więc historię, którą opowiada sztuka, a która inspirowana jest prawdziwymi wydarzeniami. Jest jednak również opowieścią o samym przedstawieniu, a jeden z bohaterów staje się wcieleniem samego reżysera/dramaturga.
Z tych dwóch filmów ciekawy jest ten pierwszy. Fabuła skupia się na spotkaniu pogrążonego w żałobie ojca z kochankiem jego zmarłego syna. Chłopak popełnił samobójstwo. Ojciec, który na początku za wszystko obwinia kochanka, postanawia jednak go poznać i w ten sposób zrozumieć, kim był jego syn i dlaczego się zabił. Kochanek, który nie wiedział o samobójczej śmierci miłości swego życia, za wszystko obwinia rodzinę zmarłego, ale wbrew sobie staje się przewodnikiem ojca po świecie, którego ten nie zna.
Ta relacje jest świetnie pokazana. To opowieść o sile wspomnień, które potrafią kształtować rzeczywistość, choć same pozostają mocno efemeryczne. Świetnie oddaje to pomysł, by postać zmarłego odgrywało kilku aktorów, którzy nawet w jednej sekwencji wymieniają się. Kiedy doda się do tego doskonałą kreację Oscara Martíneza w roli ojca, dostałem naprawdę mocno emocjonalne, niezwykle intymne doświadczenie.
Przeplatający się z tym wątek przygotowania przedstawienia i próba pokazania jego znaczenia dla Boliwii, wytrącał mnie z immersyjnego doświadczenia. Czułem, że jest to zupełnie inna bajka. Bajka, której nie oddano w tym filmie sprawiedliwości. Z napisów końcowych wynika, że przedstawienie rozniosło się szerokim echem. Ale z filmu to wcale nie wynika. Jego pomysłowość, jego siła oddziaływania zniknęły, został banał o zmaganiu się twórcy z typowym zestawem przeszkód. Nie dość więc, że przeszkadzało mi to w cieszeniu się historią, która mi się podobała, to jeszcze nie opowiadała nic, co mógłbym uznać za na tyle istotne, by usprawiedliwiało wtrącanie się w ciekawą opowieść o ojcu i kochanku pogrążonych w bólu, których dzieli wszystko, a łączy miłość do zmarłego.
Ocena: 6
Komentarze
Prześlij komentarz