Worth (2020)
"Ile warte jest ludzkie życie?" zrealizowano według formuły kina podnoszącego na duchu. Oto mamy prawdziwe wydarzenie i obserwujemy grupę ludzi, którzy wbrew wszystkim walczą o godność i sprawiedliwość. Po jego obejrzeniu widzowie powinni poczuć, że może nie wszystko w Wielkiej I Wspaniałej Ameryce działa właściwie, ale dzięki zwykłym ludziom i uporowi można osiągnąć wiele.
Tyle teoria. W praktyce za tym lukrowanym przesłaniem kryje się opowieść o tym, jak to w obliczu niewyobrażalnej tragedii dla władz ważniejszy jest los wielkich korporacji od obywateli i ich praw. Film opowiada o "dzielnym" prawniku, który miał przekabacić tysiące rodzin, by za trochę kasy zgodzili się na odebranie im praw, które umożliwiałyby im zdobycie więcej kasy. Gdyby mu się to nie udało, wtedy władza byłaby w bardzo trudnym położeniu. Choć co dokładnie by się stało, tego jako nie poruszono w filmie.
Twórcy dokonują niebywałej ekwilibrystyki, by gościa, który pozbawiał ludzi należnych im obywatelskich praw (i odszkodowań), pokazać jako bohatera. Uczyniono to przy użyciu prostego tricku polegającego na udawaniu, że przechodzi on wewnętrzną przemianę. Na początku jest bezosobowym biurokratą, który jednak pod wpływem pełnych osobistego bólu relacji, po dekadach prawniczej praktyki odkrył, że prawo nie jest po to, by czynić to, co po ludzku jest sprawiedliwe, lecz by dbać o przestrzeganie przepisów takimi, jakimi one są. Wstrząśnięty tym odkryciem, postanowi wykorzystać kruczki prawne, by pomóc tym, których wcześniej sam chciał pozbawić odszkodowania. Cóż za poświęcenie!
Jednak nawet bez tej idiotycznej moralnej ekwilibrystyki film jest beznadziejny. Twórcom nie udało się znaleźć ciekawego pomysłu na ugryzienie historii, która w gruncie rzeczy sprowadza się do żmudnej papierkowej roboty i prawniczych negocjacji. Sam bohater i jego tak zwana przemiana wewnętrzna jest prowadzona w bezdusznie mechaniczny sposób. Twórcy uznali, że Michael Keaton jest tak dobry aktorem, że nie trzeba budować bohatera ani kolejnych scen, które w przekonujący i emocjonalnie istotny sposób by na niego wpływały, bo on to zrobi mimiką i intonacją. Keaton rzecz jasna gra nieźle, ale nie był w stanie skutecznie zamydlić mi oczu.
Nie spodziewałem się wiele po tym filmie, a i tak po seansie byłem zniesmaczony.
Ocena: 2
Tyle teoria. W praktyce za tym lukrowanym przesłaniem kryje się opowieść o tym, jak to w obliczu niewyobrażalnej tragedii dla władz ważniejszy jest los wielkich korporacji od obywateli i ich praw. Film opowiada o "dzielnym" prawniku, który miał przekabacić tysiące rodzin, by za trochę kasy zgodzili się na odebranie im praw, które umożliwiałyby im zdobycie więcej kasy. Gdyby mu się to nie udało, wtedy władza byłaby w bardzo trudnym położeniu. Choć co dokładnie by się stało, tego jako nie poruszono w filmie.
Twórcy dokonują niebywałej ekwilibrystyki, by gościa, który pozbawiał ludzi należnych im obywatelskich praw (i odszkodowań), pokazać jako bohatera. Uczyniono to przy użyciu prostego tricku polegającego na udawaniu, że przechodzi on wewnętrzną przemianę. Na początku jest bezosobowym biurokratą, który jednak pod wpływem pełnych osobistego bólu relacji, po dekadach prawniczej praktyki odkrył, że prawo nie jest po to, by czynić to, co po ludzku jest sprawiedliwe, lecz by dbać o przestrzeganie przepisów takimi, jakimi one są. Wstrząśnięty tym odkryciem, postanowi wykorzystać kruczki prawne, by pomóc tym, których wcześniej sam chciał pozbawić odszkodowania. Cóż za poświęcenie!
Jednak nawet bez tej idiotycznej moralnej ekwilibrystyki film jest beznadziejny. Twórcom nie udało się znaleźć ciekawego pomysłu na ugryzienie historii, która w gruncie rzeczy sprowadza się do żmudnej papierkowej roboty i prawniczych negocjacji. Sam bohater i jego tak zwana przemiana wewnętrzna jest prowadzona w bezdusznie mechaniczny sposób. Twórcy uznali, że Michael Keaton jest tak dobry aktorem, że nie trzeba budować bohatera ani kolejnych scen, które w przekonujący i emocjonalnie istotny sposób by na niego wpływały, bo on to zrobi mimiką i intonacją. Keaton rzecz jasna gra nieźle, ale nie był w stanie skutecznie zamydlić mi oczu.
Nie spodziewałem się wiele po tym filmie, a i tak po seansie byłem zniesmaczony.
Ocena: 2
Komentarze
Prześlij komentarz