Atlantide (2021)
Pomysł na ten film był bardzo dobry. Yuri Ancarani wziął kamerę i dotarł na Lagunę Wenecką, by przyjrzeć się życiu tamtejszej młodzieży. To, co stworzył jest fikcją, ale bardzo bliską rzeczywistości. W obsadzie znaleźli się amatorzy, którzy tak naprawdę odgrywają jakieś wersje samych siebie.
W ten sposób "Atlantyda" sprawia wrażenie dokumentu. Przez długi czas w zasadzie ogląda się to jak film przyrodniczy, choć pozbawiony komentarza z offu. Obserwujemy po prostu różne zachowania mieszkańców, ich rytuały godowe, ich puszenie się, by pokazać się przed rywalami, zbieraczy, robotników. Półnagie ciała skąpane w słońcu snują się w darwinowskim deterministycznym tańcu.
Na to wszystko nakładają się audiowizualne spektakle, które zmieniają film w atakującą zmysły impresję. Odrealnia to prezentowany świat, zmieniając banalną codzienność w fascynujące, na poły mityczne zjawiska. "Atlantyda" jest przez to dziełem kontrastów: świadome swej sztuczności, a mimo to potrafiące zachować pozory naturalności i autentyczności.
Niestety finał, który jest niekończącym się ciągiem ujęć położonej na boku kamery, to było dla mnie za dużo. Sekwencja trwa o kilka długich minut za długo demaskując całość jako rzecz o nabrzmiałych ambicjach artystycznych, z których nic w ostatecznym rozrachunku nie wynika. To, co film zyskał w pierwszym akcie, z nawiązką stracił w finale. Gdybym wyszedł przed czasem, oceniłbym całość dużo wyżej.
Ocena: 4
W ten sposób "Atlantyda" sprawia wrażenie dokumentu. Przez długi czas w zasadzie ogląda się to jak film przyrodniczy, choć pozbawiony komentarza z offu. Obserwujemy po prostu różne zachowania mieszkańców, ich rytuały godowe, ich puszenie się, by pokazać się przed rywalami, zbieraczy, robotników. Półnagie ciała skąpane w słońcu snują się w darwinowskim deterministycznym tańcu.
Na to wszystko nakładają się audiowizualne spektakle, które zmieniają film w atakującą zmysły impresję. Odrealnia to prezentowany świat, zmieniając banalną codzienność w fascynujące, na poły mityczne zjawiska. "Atlantyda" jest przez to dziełem kontrastów: świadome swej sztuczności, a mimo to potrafiące zachować pozory naturalności i autentyczności.
Niestety finał, który jest niekończącym się ciągiem ujęć położonej na boku kamery, to było dla mnie za dużo. Sekwencja trwa o kilka długich minut za długo demaskując całość jako rzecz o nabrzmiałych ambicjach artystycznych, z których nic w ostatecznym rozrachunku nie wynika. To, co film zyskał w pierwszym akcie, z nawiązką stracił w finale. Gdybym wyszedł przed czasem, oceniłbym całość dużo wyżej.
Ocena: 4
Komentarze
Prześlij komentarz