Cette musique ne joue pour personne (2021)
Odbiór filmu to skomplikowana sprawa. Samo dzieło - warsztat, narracja, gra aktorska - ma oczywiście wielkie znaczenie, ale inne aspekty też odgrywają rolę. Jak choćby obejrzane filmy. Jestem przekonany, że gdyby nie "Jeźdźcy Sprawiedliwości", których dopiero co zobaczyłem, to "Miłosną piosenkę dla twardzieli" oceniłbym wyżej.
Nowy film Samuela Benchetrita ma w sobie sporo skandynawskiego klimatu. Bohaterami są prości ludzie. Ich życiem rządzi przemoc. A jednak mają większe egzystencjalne aspiracje: jeden pisze wiersze, drugi dołącza do teatralnej trupy, jeszcze inny czyta książki o samorozwoju. Ich próby wzbicia się ponad szarość rzeczywistości i ograniczenia związane ze środowiskiem, w jakim się wychowali, przy jednoczesnym utrzymaniu prymitywnych postaw i łatwości sięgania po przemoc, sprawia, że całość jest miejscami absurdalna i przezabawna. Jednocześnie potrafi byś gorzka, pokazywać delikatną, wrażliwą, bezbronną stronę bohaterów (świetne sceny z Bruni Tedeschi u fryzjera i później, kiedy orientuje się, że mąż jednak zapomniał o 25 rocznicy ślubu).
I tu właśnie wchodzą "Jeźdźcy Sprawiedliwości". Mając ich świeżo w pamięci wiem, jak dobrze można połączyć tragedię z komedią. "Miłosna piosenka dla twardzieli" tego porównania nie wytrzymuje. Bo choć bywa zabawnie, bywa wzruszająco, bywa ciekawie, to jednak ma też całkiem sporo scen bezbarwnych, fabularnych przestojów i zwykłej nudy. Bywały momenty, kiedy zerkałem na zegarek, by sprawdzić, ile jeszcze czasu zostało do napisów końcowych.
Ocena: 6
Nowy film Samuela Benchetrita ma w sobie sporo skandynawskiego klimatu. Bohaterami są prości ludzie. Ich życiem rządzi przemoc. A jednak mają większe egzystencjalne aspiracje: jeden pisze wiersze, drugi dołącza do teatralnej trupy, jeszcze inny czyta książki o samorozwoju. Ich próby wzbicia się ponad szarość rzeczywistości i ograniczenia związane ze środowiskiem, w jakim się wychowali, przy jednoczesnym utrzymaniu prymitywnych postaw i łatwości sięgania po przemoc, sprawia, że całość jest miejscami absurdalna i przezabawna. Jednocześnie potrafi byś gorzka, pokazywać delikatną, wrażliwą, bezbronną stronę bohaterów (świetne sceny z Bruni Tedeschi u fryzjera i później, kiedy orientuje się, że mąż jednak zapomniał o 25 rocznicy ślubu).
I tu właśnie wchodzą "Jeźdźcy Sprawiedliwości". Mając ich świeżo w pamięci wiem, jak dobrze można połączyć tragedię z komedią. "Miłosna piosenka dla twardzieli" tego porównania nie wytrzymuje. Bo choć bywa zabawnie, bywa wzruszająco, bywa ciekawie, to jednak ma też całkiem sporo scen bezbarwnych, fabularnych przestojów i zwykłej nudy. Bywały momenty, kiedy zerkałem na zegarek, by sprawdzić, ile jeszcze czasu zostało do napisów końcowych.
Ocena: 6
Komentarze
Prześlij komentarz