Hiacynt (2021)

Ja rozumiem, że filmy o gejach nie mają w Polsce ugruntowanej tradycji, a kino gatunkowe wciąż traktowane jest przez filmowców po macoszemu. Nie jest to jednak żadnym usprawiedliwieniem dla twórców "Hiacynta". Reżyser i scenarzysta zachowują się tak, jakby odkrywali Amerykę lub wyważali dawno otwarte drzwi. W efekcie jest to jedno wielkie rozczarowanie, które w całości trzyma wyłącznie bardzo dobra gra Ziętka.



Już sam scenariusz Marcina Ciastonia jest fatalny. A przecież jego solidne przygotowanie nie powinno stanowić większego problemu. "Hiacynt" powinien mieć czytelną i prostą trzyaktową strukturę. W pierwszej poznajemy bohatera i intrygę. To tu także powinien pojawić się Arek. W drugim akcie Robert powinien prowadzić podwójne życie: kontynuować w sekrecie śledztwo, rozwijać znajomość z Arkiem i oswajać się z własną seksualnością. Drugi akt powinien zakończyć się ujawnieniem podwójnego życia tak, by w trzecim na zgliszczach swojego dotychczasowego życia Robert mógł podjąć kluczowe decyzje dla siebie i swoich bliskich.

Tymczasem stworzony przez Ciastonia i Domalewskiego "Hiacynt" ma mocno zdeformowaną strukturę. Na początku zbyt duży nacisk położony zostaje na intrygę kryminalną. Kiedy włączają się inne wątki, ta pierwsza narracyjna decyzja zaczyna twórcom bardzo ciążyć. Odnoszę wrażenie, że najchętniej o całej kryminalnej sprawie zapomnieliby, żeby jedynie w końcówce do niej powrócić i to też w innych celach niż rozwiązanie śledztwa. Arek pojawia się zdecydowanie za późno. Konsekwencją tego jest gnający na łeb na szyję wątek homoseksualnej relacji. Robert nie ma tu czasu na jakiekolwiek przepracowanie tego, kim jest. Dlatego też nagłe wybuchy gniewu ("oszukałeś mnie!") czy deklaracje miłosne ("nie idę bez ciebie") brzmią idiotycznie i nieprzekonująco.

Odnoszę wrażenie, że twórcy dostali informację o kilku elementach fabularnych, które musieli uwzględnić w swoim filmie. Poczuli się tym ograniczeni i nie potrafili zbudować niczego, co miałoby ręce i nogi. W "Hiacyncie" brakuje historii, brakuje emocji, brakuje nawet bohaterów. Wyjątkiem jest tu sam Robert, ale nie jest to wcale zasługą reżysera i scenarzysty. On istnieje wyłącznie dlatego, że Ziętek po raz kolejny dowodzi, że jest jednym z najlepszych polskich aktorów swojego pokolenia. Nie jest to co prawda aż tak dobra kreacja, jak ta w "Żeby nie było śladów", ale i tak zagrał koncertowo, dużo lepiej niż na to zasługiwali Domalewski i Ciastoń.

Ocena: 5

Komentarze

Chętnie czytane

Daddy's Home 2 (2017)

One Last Thing (2018)

Paradise (2013)

Tracks (2013)

Tonight I Strike (2013)