Le bruit des moteurs (2021)
"Huk silników" to jeden z tych filmów, przy których opowiadanie o fabule nie ma sensu. Bo też sama historia niewiele mówi o tym, z czym mamy do czynienia. Ba, może nawet sugerować coś, czym film nie jest.
Kiedy bowiem napiszę, że jest to historia młodego chłopaka, który zostaje zawieszony w pracy szkoleniowca kadry celników za nieprzyzwoite zachowanie, to brzmi to całkiem normalnie. Podobnie jak to, że wolny czas mężczyzna wykorzystuje na powrót do rodzinnego miasteczka i matki prowadzącej tor wyścigowy.
W rzeczywistości "Huk silników" z normalną fabułą ma niewiele wspólnego. Nie ma tu granicy między tym co realne a wyobrażone. Bohater może odsłuchiwać nagrania na płycie CD, które brzmią, jakby wypowiadane były w czasie rzeczywistym. Postacie pojawiają się i znikają. Nawet pozornie zwyczajne wątki zawierają elementy, które odbiegają od tego, co spotyka się w standardowym filmie fabularnym.
Abstrakcje, oniryczne impresje, dziwaczne postacie, zaskakujące zbitki narracyjne - w tym filmie jest wszystko. Poza jednym. Całości brakuje klimatu. Rzecz jest trochę szarpana. Rozpada się na ciekawe kawałki, które jednak nie sumują się w coś lepszego. Miejscami jest zaś zbyt zachowawcze, jakby reżyser wahał się przed wkroczeniem w bardziej odjechane obszary narracyjne.
W kinie kanadyjskim dzieją się w ostatnich latach ciekawe rzeczy. "Huk silników" nie jest bowiem pierwszym filmem tamtejszej kinematografii, który rezygnuje z normalnej fabuły na rzecz dziwactw, abstrakcji i wizualnych eksperymentów. Ciekawe, z czego wyniki ten nowy nurty i czy jest to zjawisko trwałe.
Ocena: 5
Kiedy bowiem napiszę, że jest to historia młodego chłopaka, który zostaje zawieszony w pracy szkoleniowca kadry celników za nieprzyzwoite zachowanie, to brzmi to całkiem normalnie. Podobnie jak to, że wolny czas mężczyzna wykorzystuje na powrót do rodzinnego miasteczka i matki prowadzącej tor wyścigowy.
W rzeczywistości "Huk silników" z normalną fabułą ma niewiele wspólnego. Nie ma tu granicy między tym co realne a wyobrażone. Bohater może odsłuchiwać nagrania na płycie CD, które brzmią, jakby wypowiadane były w czasie rzeczywistym. Postacie pojawiają się i znikają. Nawet pozornie zwyczajne wątki zawierają elementy, które odbiegają od tego, co spotyka się w standardowym filmie fabularnym.
Abstrakcje, oniryczne impresje, dziwaczne postacie, zaskakujące zbitki narracyjne - w tym filmie jest wszystko. Poza jednym. Całości brakuje klimatu. Rzecz jest trochę szarpana. Rozpada się na ciekawe kawałki, które jednak nie sumują się w coś lepszego. Miejscami jest zaś zbyt zachowawcze, jakby reżyser wahał się przed wkroczeniem w bardziej odjechane obszary narracyjne.
W kinie kanadyjskim dzieją się w ostatnich latach ciekawe rzeczy. "Huk silników" nie jest bowiem pierwszym filmem tamtejszej kinematografii, który rezygnuje z normalnej fabuły na rzecz dziwactw, abstrakcji i wizualnych eksperymentów. Ciekawe, z czego wyniki ten nowy nurty i czy jest to zjawisko trwałe.
Ocena: 5
Komentarze
Prześlij komentarz