The Sound of Philadelphia (2020)
Z jednej strony trudno nie pochwalać eksperymentów reżyserów z gatunkami filmowymi. Z drugiej strony, kiedy eksperymenty te się nie udają, to efekt jest naprawdę kiepski. Nawet mocna obsada nie jest wtedy wystarczającym buforem przed katastrofą.
Z taką sytuacją mamy do czynienia w przypadku "Braci we krwi". Jest to w gruncie rzeczy dość historia gangsterska, jakich w kinie było multum. Bohaterami są dwaj kuzyni o diametralnie różnych charakterach. Jeden jest brutalem w gorącej wodzie kąpanym, drugi jest wycofany i stroni od bezsensownej przemocy. Obaj są gangsterami. I ten pierwszy właśnie sprowadził na nich poważne kłopoty. Szykuje się wojna z włoską mafią, w której mogą być tylko sami przegrani.
Fabuła banalna, ale w rękach niezłego reżysera mogła zmienić się w dobre męskie kino. Niestety Jérémie Guez poszedł w inną stronę (zapewne wskazaną przez literacki pierwowzór). "Bracia we krwi" zmienili się więc w dramat psychologiczny o zagubionym mężczyźnie, który jest więźniem traumy z dzieciństwa. Fabuła snuje się dwutorowo, co chwilę pojawiają się retrospekcje, gdy bohater był dzieckiem, a w rodzinie wydarzyła się katastrofa, która pociągnęła za sobą kolejne.
Niestety Guez nie potrafi historii bohatera opowiedzieć w sposób angażujący. Sceny z dzieciństwa nie mają żadnego znaczenia. Nie wpływają na odbiór scen z teraźniejszości, nie wzbogacają emocjonalnie postaci i całej fabuły. Bohater zresztą też nie jest szczególnie rozbudowany. Guez wyraźnie nakazał Matthiasowi Schoenaertsowi snucie się na planie ze smętną miną i to miało być całym autorskim wkładem w tworzenie skomplikowanej, poharatanej jednostki.
Traci na tym również kuzyn grany przez Joela Kinnamana. Ta postać z kiczowatego psychola mogła zmienić się w intrygującego bohatera wyłącznie w przypadku dobrego obudowania relacji między kuzynami. Tego jednak brakuje, więc rzecz rozpada się na nudne kawałki. Oczywista jest wyłącznie niespełniona artystyczna ambicja reżysera.
Ocena: 4
Z taką sytuacją mamy do czynienia w przypadku "Braci we krwi". Jest to w gruncie rzeczy dość historia gangsterska, jakich w kinie było multum. Bohaterami są dwaj kuzyni o diametralnie różnych charakterach. Jeden jest brutalem w gorącej wodzie kąpanym, drugi jest wycofany i stroni od bezsensownej przemocy. Obaj są gangsterami. I ten pierwszy właśnie sprowadził na nich poważne kłopoty. Szykuje się wojna z włoską mafią, w której mogą być tylko sami przegrani.
Fabuła banalna, ale w rękach niezłego reżysera mogła zmienić się w dobre męskie kino. Niestety Jérémie Guez poszedł w inną stronę (zapewne wskazaną przez literacki pierwowzór). "Bracia we krwi" zmienili się więc w dramat psychologiczny o zagubionym mężczyźnie, który jest więźniem traumy z dzieciństwa. Fabuła snuje się dwutorowo, co chwilę pojawiają się retrospekcje, gdy bohater był dzieckiem, a w rodzinie wydarzyła się katastrofa, która pociągnęła za sobą kolejne.
Niestety Guez nie potrafi historii bohatera opowiedzieć w sposób angażujący. Sceny z dzieciństwa nie mają żadnego znaczenia. Nie wpływają na odbiór scen z teraźniejszości, nie wzbogacają emocjonalnie postaci i całej fabuły. Bohater zresztą też nie jest szczególnie rozbudowany. Guez wyraźnie nakazał Matthiasowi Schoenaertsowi snucie się na planie ze smętną miną i to miało być całym autorskim wkładem w tworzenie skomplikowanej, poharatanej jednostki.
Traci na tym również kuzyn grany przez Joela Kinnamana. Ta postać z kiczowatego psychola mogła zmienić się w intrygującego bohatera wyłącznie w przypadku dobrego obudowania relacji między kuzynami. Tego jednak brakuje, więc rzecz rozpada się na nudne kawałki. Oczywista jest wyłącznie niespełniona artystyczna ambicja reżysera.
Ocena: 4
Komentarze
Prześlij komentarz