Hochwald (2020)
W małej mieścinie najważniejsze są pozory. Nie ważne, że Mario doskonale wie, że nie jest jedynym gejem w okolicy. Musi udawać hetero. Po kryjomu może obciągać rzeźnikowi, który zapewne sypia też z jego matką. Z oddali może zachwycać się pięknem swojego najlepszego przyjaciela, który z dala od wioski nie ukrywa swoich skłonności, ale na miejscu chętnie bawi się w towarzystwie dziewczyn. Co gorsza, w małych miasteczkach nie ma wielkich perspektyw. Mario kocha taniec, ale brak mu talentu i siły przebicia, żeby coś z tego wyszło. Kisi się więc w sosie, ucieczki szukając w narkotykach.
Jeśli jednak Mario myślał, że to jest piekło na ziemi, to się grubo mylił. Wraz ze swoim kumplem wyjechał do Rzymu. Trafili do klubu dla gejów, który za cel wybrali sobie muzułmańscy ekstremiści. Mario cudem przeżył strzelaninę. Jego przyjaciel zginął. Bohater znalazł się w sytuacji, w której nie potrafi sobie poradzić ze sobą, z bliskimi, z innymi mieszkańcami wioski. Błądzi, fiksuje się, zachowuje destrukcyjne, co można jeszcze zrozumieć, bo robił to już wcześniej. Działa też irracjonalnie i impulsywnie, co już trudno jest zrozumieć nawet jemu samemu, kiedy niespodziewanie trafi do lokalnej komórki muzułmańskiej.
Muszę powiedzieć, że Mario bardzo grał mi na nerwach. Jego zachowanie wywoływało we mnie frustrację i złość. I to mi się w sumie podobało. W końcu dramaty dotykają nie tylko ludzi sympatycznych i poukładanych. Pokazanie zagubienia jednostki, która jest o krok od ratunku, ale z premedytacją zdaje się to odrzucać, która jednocześnie jest delikatna i złośliwa, było intrygującym pomysłem.
Szkoda, że jedynym dobrym, jaki miał reżyser. To, co irytowało mnie dużo bardziej od wnerwiającego bohatera, to przyjęta forma. Reżyser ewidentnie skłania się ku kinu z artystycznymi aspiracjami. Stąd co jakiś czas bohater wpatrywał się wprost do kamery, jakby świadomy widzów, próbujący komunikować się z nimi bezpośrednio. Stąd gęsto i często pojawiają się w filmie niemające żadnego uzasadnienia sceny czy to pejzaży czy to audiowizualnych impresji. Gubi się w tym wszystkim bohater, który zostaje wmanipulowany przez reżysera w jakiś impresjonistyczny fresk filmowy.
Ocena: 5
Jeśli jednak Mario myślał, że to jest piekło na ziemi, to się grubo mylił. Wraz ze swoim kumplem wyjechał do Rzymu. Trafili do klubu dla gejów, który za cel wybrali sobie muzułmańscy ekstremiści. Mario cudem przeżył strzelaninę. Jego przyjaciel zginął. Bohater znalazł się w sytuacji, w której nie potrafi sobie poradzić ze sobą, z bliskimi, z innymi mieszkańcami wioski. Błądzi, fiksuje się, zachowuje destrukcyjne, co można jeszcze zrozumieć, bo robił to już wcześniej. Działa też irracjonalnie i impulsywnie, co już trudno jest zrozumieć nawet jemu samemu, kiedy niespodziewanie trafi do lokalnej komórki muzułmańskiej.
Muszę powiedzieć, że Mario bardzo grał mi na nerwach. Jego zachowanie wywoływało we mnie frustrację i złość. I to mi się w sumie podobało. W końcu dramaty dotykają nie tylko ludzi sympatycznych i poukładanych. Pokazanie zagubienia jednostki, która jest o krok od ratunku, ale z premedytacją zdaje się to odrzucać, która jednocześnie jest delikatna i złośliwa, było intrygującym pomysłem.
Szkoda, że jedynym dobrym, jaki miał reżyser. To, co irytowało mnie dużo bardziej od wnerwiającego bohatera, to przyjęta forma. Reżyser ewidentnie skłania się ku kinu z artystycznymi aspiracjami. Stąd co jakiś czas bohater wpatrywał się wprost do kamery, jakby świadomy widzów, próbujący komunikować się z nimi bezpośrednio. Stąd gęsto i często pojawiają się w filmie niemające żadnego uzasadnienia sceny czy to pejzaży czy to audiowizualnych impresji. Gubi się w tym wszystkim bohater, który zostaje wmanipulowany przez reżysera w jakiś impresjonistyczny fresk filmowy.
Ocena: 5
Komentarze
Prześlij komentarz