Red Notice (2021)
Ryan Reynolds przebąkiwał coś o odpoczynku od kina. Mam nadzieję, że na urlop wybierze się jak najszybciej i pozostanie na nim co najmniej kilka lat. Obejrzawszy trzeci film z jego udziałem w tym roku, mam go już serdecznie dosyć. Gość nawet nie stara się grać. W każdy filmie jest dokładnie takim sam. Co gorsza, wszystkie filmy z jego udziałem są robione na jedno kopyto.
Ciągle słyszę te same dowcipy wypowiadane w dokładnie identyczny sposób. Cała relacja dwójki głównych bohaterów przypomina tę z "Bodyguard Zawodowiec". Ale tam przynajmniej Samuel L. Jackson co chwilę rzucał fuckami, co skutecznie odwracało uwagę. W "Czerwonej nocie" nie ma nic, co w jakikolwiek pozytywny sposób wyróżniałoby film na tle wcześniejszych dokonań Reynoldsa.
To samo zresztą mogę napisać na temat Dwayne'a Johnsona. Sceny więzienne przypominają serię "Szybcy i wściekli" (łącznie z pociskiem przelatującym przez helikopter). Później przenosimy się na tańszą wersję planu "Wyprawy do dżungli". Gdyby nie ciągła obecność Reynoldsa u jego boku, naprawdę nie wiedziałabym, który film z Johnsonem właśnie oglądam.
Jakby tego było mało, to sam film zbudowany jest z cytatów kina przygodowego i akcji. Od tańca w czerwonej sukience, po pościg kopalnianymi tunelami. Co gorsza, bohaterowie są świadomi, że są elementami popkulturowego gulaszu i co chwilę dorzucają swoje trzy grosze: a to dowcipkując z Vina Diesela, a to nucąc motyw muzyczny z "Indiany Jonesa".
Film ma szybkie tempo, sporo scen komediowych i sekwencji akcji. Niestety te ostatnie nie są aż tak efektowne, jak można by się było tego spodziewać po widowisku za 200 milionów dolarów. Sorry, ale niektóre produkcje Millennium Films kręcone w bułgarskich hangarach prezentują się lepiej od tego, co tutaj zobaczyłem. Dżungla wygląda jak osiedlowa palmiarnia, a byk to chyba był wynik zainfekowania komputerów speców od efektów jakimś wirusem.
Nie było to może tak męczące doświadczenie jak "6 Underground" czy "Old Guard". Nie jest to jednak żaden powód do zadowolenia. Tamte filmy poprzeczkę zawiesiły bardzo nisko.
Ocena: 3
Ciągle słyszę te same dowcipy wypowiadane w dokładnie identyczny sposób. Cała relacja dwójki głównych bohaterów przypomina tę z "Bodyguard Zawodowiec". Ale tam przynajmniej Samuel L. Jackson co chwilę rzucał fuckami, co skutecznie odwracało uwagę. W "Czerwonej nocie" nie ma nic, co w jakikolwiek pozytywny sposób wyróżniałoby film na tle wcześniejszych dokonań Reynoldsa.
To samo zresztą mogę napisać na temat Dwayne'a Johnsona. Sceny więzienne przypominają serię "Szybcy i wściekli" (łącznie z pociskiem przelatującym przez helikopter). Później przenosimy się na tańszą wersję planu "Wyprawy do dżungli". Gdyby nie ciągła obecność Reynoldsa u jego boku, naprawdę nie wiedziałabym, który film z Johnsonem właśnie oglądam.
Jakby tego było mało, to sam film zbudowany jest z cytatów kina przygodowego i akcji. Od tańca w czerwonej sukience, po pościg kopalnianymi tunelami. Co gorsza, bohaterowie są świadomi, że są elementami popkulturowego gulaszu i co chwilę dorzucają swoje trzy grosze: a to dowcipkując z Vina Diesela, a to nucąc motyw muzyczny z "Indiany Jonesa".
Film ma szybkie tempo, sporo scen komediowych i sekwencji akcji. Niestety te ostatnie nie są aż tak efektowne, jak można by się było tego spodziewać po widowisku za 200 milionów dolarów. Sorry, ale niektóre produkcje Millennium Films kręcone w bułgarskich hangarach prezentują się lepiej od tego, co tutaj zobaczyłem. Dżungla wygląda jak osiedlowa palmiarnia, a byk to chyba był wynik zainfekowania komputerów speców od efektów jakimś wirusem.
Nie było to może tak męczące doświadczenie jak "6 Underground" czy "Old Guard". Nie jest to jednak żaden powód do zadowolenia. Tamte filmy poprzeczkę zawiesiły bardzo nisko.
Ocena: 3
Komentarze
Prześlij komentarz