Wszystkie nasze strachy (2021)

Zaczęło się znakomicie. "Wszystkie nasze grzechy" w pierwszej połowie zupełnie nie przypomina typowych polskich biografii. Zamiast na wydarzeniach i ideologicznych problemach skupiony jest na człowieku. I jest to skupienie na tyle intensywne, że zawęża perspektywę do jednostkowego doświadczenia, zamiast szukać uniwersalnych prawd o stłamszonych, odrzucanych.



Podobało mi się, że bohater ma bagaż doświadczeń, których nam reżyser nie pokazuje, ale które mają wpływ na jego zachowania i podejmowane decyzje. Podobały mi się zbudowane relacje, które zdawały się bazować na próbie autentycznego uchwycenia przez reżysera więzi z drugą osobą. Było to na tyle dobre, że pewna skłonność do przesady w symbolach (której najbardziej absurdalnym przykładem jest nieustanne chodzenie bohatera w jednym dresie; można by pomyśleć, że największych dramatem polskiego geja ze wsi jest brak ubrań na zmianę) w ogóle mi nie przeszkadzała. W porównaniu z "Hiacyntem" i "Żeby nie było śladów" ten film zdawał się wielki, przemyślany, inny od tego, czym kino polskie zdaje się przesiąknięte.

I kiedy wydawało mi się, że reżyser przygotował scenę do skonfrontowania jednostki ze społecznością, do zburzenia status quo i pokazania, jak na jego gruzach próbuje się zbudować coś nowego, następuję totalne tąpnięcie. Reżyser robi skręt o 90 stopni i decyduje się wpaść w trasę szybkiego ruchu polskiego kina, w którym jednostka jest tylko pionkiem w opowiadaniu o Ważnych Tematach.

Zaczyna się od monologu Poniedziałka o uniwersalizmie krzyża. Potem lawina pędzi niepowstrzymana. Sceny warszawskie uważam za niemal niewybaczalną pomyłkę. W szczególności konferencja prasowa, która jest po prostu topornym manifestem propagandowym. Te sceny nieodwracalnie zmieniły moją percepcję. Kolejne wiejskie sekwencje miały więc dla mnie już charakter czystej propagandy, w której bohaterowie są pozbawionymi duszy kukiełkami poruszanymi przez niewidocznych demiurgów, których nie interesują losy, ale przesłanie.

Jednak za pierwszą część pozostaję reżyserowi wdzięczny. Podobnie jak i za bardzo dobre kreacje Ogrodnika i Maj. Fajnie było przekonać się, że "Sweat" nie jest wyjątkiem, że w końcu w polskim kinie bohater może być ważniejszy od misji i przekazu (nawet jeśli - jak tu - jest tak tylko do pewnego momentu).

Ocena: 7

Komentarze

Chętnie czytane

Whiplash (2014)

The Revenant (2015)

En kort en lang (2001)

Dheepan (2015)