Dýrið (2021)
Ten film nie miał prawa się udać. "Lamb" jest tak przedziwną mieszanką, że w 99 przypadkach na 100 takie próby kończą się filmową breją. Valdimar Jóhannsson jakimś cudem potrafił to zmienić w mistyczne doznanie, niezwykłą medytacyjną podróż, która jest także traktatem filozoficznym.
Czegóż tu nie ma! "Lamb" ma formułę metafizycznego westernu. Jedna farma i dzikie ostępy przyrody. W tych warunkach rozgrywa się osobisty dramat, w którym kluczowe miejsce zajmą wątki zbrodni i zemsty. To dlatego broń jest kluczem rozbitej na trzy rozdziały historii, pojawiając się w najważniejszych momentach każdej części opowieści.
"Lamb" ma również formę art-house'owego horroru, w których lubuje się A24. Surowe zdjęcia wydobywają na wierzch mistyczną naturę otaczającego człowieka świata. W minimalistycznej formie skrywa się bogactwo symboli i dosłownego przekraczania granicy między rzeczywistością a mitem.
Wykorzystując tytułową bohaterkę reżyser opowiada przejmującą opowieść o bólu macierzyństwa. Widzimy tu dramat biologicznej matki, jak również zrodzoną z tragedii desperacką próbę uchwycenia szczęścia przez matkę przybraną. "Lamb" jest także kontemplacyjną medytacją o naturze człowieka, o tym co jest ważniejsze geny czy wychowanie, wreszcie o podziale na świat człowieka i świat przyrody.
Niespieszna narracja pozwala zatopić się w onirycznej wizji i chłonąć język obrazów, którym przemawia do nas reżyser. Świetne zdjęcia sprawiają, że same pejzaże Islandii nabierają odrealnionego charakteru. Miejscami miałem wrażenie, że postacie poruszają się na tle ściany z namalowanymi górami. Do tego świetnie udało się tu pokazać zwierzęta. Matkę-owcę uważam za najlepszą aktorkę w całym filmie.
"Lamb" to już kolejny świetny projekt będący koprodukcją polsko-islandzką. Mam nadzieję, że współpraca będzie kontynuowana.
Ocena: 8
Czegóż tu nie ma! "Lamb" ma formułę metafizycznego westernu. Jedna farma i dzikie ostępy przyrody. W tych warunkach rozgrywa się osobisty dramat, w którym kluczowe miejsce zajmą wątki zbrodni i zemsty. To dlatego broń jest kluczem rozbitej na trzy rozdziały historii, pojawiając się w najważniejszych momentach każdej części opowieści.
"Lamb" ma również formę art-house'owego horroru, w których lubuje się A24. Surowe zdjęcia wydobywają na wierzch mistyczną naturę otaczającego człowieka świata. W minimalistycznej formie skrywa się bogactwo symboli i dosłownego przekraczania granicy między rzeczywistością a mitem.
Wykorzystując tytułową bohaterkę reżyser opowiada przejmującą opowieść o bólu macierzyństwa. Widzimy tu dramat biologicznej matki, jak również zrodzoną z tragedii desperacką próbę uchwycenia szczęścia przez matkę przybraną. "Lamb" jest także kontemplacyjną medytacją o naturze człowieka, o tym co jest ważniejsze geny czy wychowanie, wreszcie o podziale na świat człowieka i świat przyrody.
Niespieszna narracja pozwala zatopić się w onirycznej wizji i chłonąć język obrazów, którym przemawia do nas reżyser. Świetne zdjęcia sprawiają, że same pejzaże Islandii nabierają odrealnionego charakteru. Miejscami miałem wrażenie, że postacie poruszają się na tle ściany z namalowanymi górami. Do tego świetnie udało się tu pokazać zwierzęta. Matkę-owcę uważam za najlepszą aktorkę w całym filmie.
"Lamb" to już kolejny świetny projekt będący koprodukcją polsko-islandzką. Mam nadzieję, że współpraca będzie kontynuowana.
Ocena: 8
Komentarze
Prześlij komentarz