Death on the Nile (2022)
SPOILER
Chciałem zacząć od tego, że Kenneth Branagh nie wyciągnął żadnych wniosków z "Morderstwa w Orient Expressie". Ale w sumie, dlaczego miałby je wyciągać? Skoro studio dało mu do realizacji kolejną ekranizację przygód Poirota, to oczywiste jest, że będzie kręcił dalej to samo.
A to oznacza, że mnie "Śmierć na Nilu" oczywiście nie mogła się spodobać. Najgorsza jest pierwsza połowa. Branagh znów męczy pięcioma początkami i scenkami rodzajowymi, z których nic nie wynika. Zamiast ciekawego spojrzenia na rasę, status społeczny i związane z tym interakcje, reżyser bawi się w wystawne, lecz przeraźliwie nudne przedstawienie o niczym. Do tego komputerowa sztuczność uwidacznia cudzysłów całego tego spektaklu.
Większość z prezentowanych przez pierwszą godzinę scen nie ma narracyjnie większego znaczenia. Jak choćby prolog wyjaśniający genezę wąsów Poirota. Branagh nie potrafi też uzasadnić, dlaczego niektórym osobom poświęca więcej uwagi, a innym mniej.
Nie udało mu się również wykrzesać wszystkiego co najlepsze ze swoich aktorów. Między Gal Gadot a Armie Hammerem nie ma chemii. Scena, kiedy wdrapują się na ruiny i ona się do niego wypina, wygląda przeraźliwie groteskowo. A moment, w którym Hammer niby rozpacza nad zabitą żoną, jest tak sztuczny, że nikt po nim nie może mieć wątpliwości, kto jest mordercą.
Na szczęście po morderstwie sprawy nabierają tempa. I choć ogranicza się to do serii wywiadów, to i tak jest to dużo atrakcyjniejsze od tego, co było wcześniej.
Ocena: 4
Chciałem zacząć od tego, że Kenneth Branagh nie wyciągnął żadnych wniosków z "Morderstwa w Orient Expressie". Ale w sumie, dlaczego miałby je wyciągać? Skoro studio dało mu do realizacji kolejną ekranizację przygód Poirota, to oczywiste jest, że będzie kręcił dalej to samo.
A to oznacza, że mnie "Śmierć na Nilu" oczywiście nie mogła się spodobać. Najgorsza jest pierwsza połowa. Branagh znów męczy pięcioma początkami i scenkami rodzajowymi, z których nic nie wynika. Zamiast ciekawego spojrzenia na rasę, status społeczny i związane z tym interakcje, reżyser bawi się w wystawne, lecz przeraźliwie nudne przedstawienie o niczym. Do tego komputerowa sztuczność uwidacznia cudzysłów całego tego spektaklu.
Większość z prezentowanych przez pierwszą godzinę scen nie ma narracyjnie większego znaczenia. Jak choćby prolog wyjaśniający genezę wąsów Poirota. Branagh nie potrafi też uzasadnić, dlaczego niektórym osobom poświęca więcej uwagi, a innym mniej.
Nie udało mu się również wykrzesać wszystkiego co najlepsze ze swoich aktorów. Między Gal Gadot a Armie Hammerem nie ma chemii. Scena, kiedy wdrapują się na ruiny i ona się do niego wypina, wygląda przeraźliwie groteskowo. A moment, w którym Hammer niby rozpacza nad zabitą żoną, jest tak sztuczny, że nikt po nim nie może mieć wątpliwości, kto jest mordercą.
Na szczęście po morderstwie sprawy nabierają tempa. I choć ogranicza się to do serii wywiadów, to i tak jest to dużo atrakcyjniejsze od tego, co było wcześniej.
Ocena: 4
Komentarze
Prześlij komentarz