Mainstream (2020)

Co się dzieje? To już prawie połowa lutego, a ja praktycznie nic dobrego nie widziałem w kinie. Tylko "Lamb" i "Oskarżony" były świetne. Reszta to rzeczy złe lub bardzo złe. A już "Król Internetu" to samo dno. Choć zaczynam podejrzewać, że wkrótce zobaczę coś jeszcze gorszego.



Już sam punkt wyjścia nie nastraja optymistycznie. "Król Internetu" opowiada bowiem o toksycznej magii mediów społecznościowych, o ich złudnym uroku i fatalnych skutkach ulegania im. To nic nowego. Takich filmów powstało sporo, ale zazwyczaj kręcone były przez starsze osoby, które mogły przynajmniej w ten sposób odreagowywać frustrację wynikającą ze zmiany paradygmatu ludzkich interakcji. "Król Internetu" nie zdziwiłby mnie, gdyby stał za nim Francis Ford Coppola. Jednak film nakręciła jego wnuczka, trzydziestoparolatka.

Co prawda sam nie jestem fanem mediów społecznościowych. Facebook, Tik Tok to nie moja bajka. Ale te demoniczne tony, w jakie uderza Coppola, wydały mi się nie tylko niepotrzebne, ale wręcz śmieszne. Rzeczywiste zjawisko patostreamerów zmieniła w jaką niestrawną pseudoartystyczną papkę. Jeśli poza ogólnym przesłaniem, że media społecznościowe są złe, Coppola chciała coś jeszcze powiedzieć, to zaginęło to w natłoku przyprawiającego o oczopląs bełkotu.

A najgorsze jest to, że gdyby tylko zachciała skupić się na bohaterach, a Internet wykorzystać jako narzędzie do opowiedzenia ich historii, to miała tu gotowe aż dwa świetne filmy. Może niezbyt oryginalne, ale z całą pewnością oferujące dużo więcej od tego, co dostałem.

Pierwszy, to opowieść młodym, sfrustrowanym pokoleniu. Coppola korzysta tu z narracyjnych klisz, jakie kino oferuje od czasu "Buntownika bez powodu". Mnie się "Król Internetu" skojarzył przede wszystkim z "Więcej czadu". Link (grany przez Andrew Garfielda) to Mark (grany przez Christiana Slatera). Zmieniło się medium z radia na YouTube, ale nie przesłanie. Jednak u Coppoli wszystko to zostało zepchnięte na drugi plan. Medium jest ważniejsze od tych, którzy z niego korzystają.

Drugi film, którego ślady odnajduję w "Królu Internetu", to opowieść psychologiczna o niestabilnym emocjonalnie chłopaku, który o świecie ma jak najgorsze zdanie. Żyje w kokonie własnych dziwactw, przez które zwraca na niego uwagę pewna dziewczyna. Zafascynowana nim wciąga go do swojego świata, nie zdając sobie sprawy, że jest to jak dawanie opioidów narkomanowi. Sprawy szybko zaczną wymykać się spod kontroli, z czego jednak nikt przez długi czas nie będzie zdawać sobie sprawy. Widzimy w filmie elementy tej opowieści, ale Coppola nie zatrzymuje się, by zastanowić się nad relacją i jej konsekwencjami, bo musiałaby się zająć odpowiedzią na pytanie, czy dobre intencje, czy naiwność i brak wiedzy wystarczą, by usprawiedliwić czyjeś zachowanie. A skoro nie musi odpowiadać na to pytanie, sprawa oceny bohaterki nigdy nie powstaje. Piętno otrzyma kto inny.

Jest jednak jedna rzecz, która mi się w filmie podobała. To sekwencje muzyczne. Pokazują one, że Gia Coppola mogłaby kręcić świetne teledyski. Niestety w pełnym metrażu jej na razie nie widzę.

Ocena: 1

Komentarze

Chętnie czytane

Daddy's Home 2 (2017)

One Last Thing (2018)

Paradise (2013)

Tracks (2013)

Home (2016)