Marry Me (2022)
'Wyjdź za mnie" to klasyczna bajka dla starszych widzów. Zamiast księżniczki mamy gwiazdę popu, a zamiast szlachetnego szewca - nauczyciela. Reszta, czyli opowieść o tym, że prawdziwa miłość kwietnie nawet ponad klasowymi podziałami, pozostała niezmieniona.
Oczywiście w komedii romantycznej fabuła nie ma większego znaczenia. Jest to jeden z najbardziej skostniałych gatunków na świecie. Tu liczą się tylko bohaterowie i to, jak ich oczywista historia zostaje opowiedziana.
Jeśli chodzi o bohaterów, to "Wyjdź za mnie" sprawdza się nieźle. Jennifer Lopez dobrze radzi sobie jako gwiazda popu ze złamanym sercem. Trochę słabiej wypada Owen Wilson. Jego bohater emanuje olbrzymią szlachetnością, ale zerowym erotyzmem. Mogę uwierzyć, że dla bohaterki był wielkim wsparciem emocjonalnym. Nie potrafię sobie jednak wyobrazić go jako obiektu erotycznych fantazji. Nawet pocałunki mają tu mocno aseksualny charakter. Bohater grany przez Wilsona sprawdziłby się raczej jako przyjaciel-gej o złotym sercu i niespożytej cierpliwości.
Na szczęście jego niedostatki do pewnego stopnia maskuje drugi plan. Najwięcej w tym zakresie robi rzecz jasna Sarah Silverman. Jednak Michelle Buteau jako Melissa o ciętym języku czy starający się chronić bohaterkę przed drapieżnym światem menadżer grany przez Johna Bradleya, to również są postacie na tyle udane, że skutecznie budują klimat.
Jeśli chodzi o narrację, to reżyserka postawiła na sprawdzone wzorce. Fabuła więc bezproblemowo toczy się od jednego standardowego punktu fabularnego do kolejnego. Nie ma w tym nic szczególnie zapadającego w pamięć (to nie "Notting Hill", z którego wciąż pamiętam sporo scen), ale też nie ma nic, co mogłoby mnie irytować lub zniechęcać. Strona muzyczna jest niezła, ale od tandemu J.Lo i Maluma spodziewałem się więcej. W zasadzie spodobała mi się tylko piosenka "On My Way". Nie kojarzy mi się bowiem z radiowymi hitami, tylko z musicalami w stylu "Król rozrywki".
Ocena: 6
Oczywiście w komedii romantycznej fabuła nie ma większego znaczenia. Jest to jeden z najbardziej skostniałych gatunków na świecie. Tu liczą się tylko bohaterowie i to, jak ich oczywista historia zostaje opowiedziana.
Jeśli chodzi o bohaterów, to "Wyjdź za mnie" sprawdza się nieźle. Jennifer Lopez dobrze radzi sobie jako gwiazda popu ze złamanym sercem. Trochę słabiej wypada Owen Wilson. Jego bohater emanuje olbrzymią szlachetnością, ale zerowym erotyzmem. Mogę uwierzyć, że dla bohaterki był wielkim wsparciem emocjonalnym. Nie potrafię sobie jednak wyobrazić go jako obiektu erotycznych fantazji. Nawet pocałunki mają tu mocno aseksualny charakter. Bohater grany przez Wilsona sprawdziłby się raczej jako przyjaciel-gej o złotym sercu i niespożytej cierpliwości.
Na szczęście jego niedostatki do pewnego stopnia maskuje drugi plan. Najwięcej w tym zakresie robi rzecz jasna Sarah Silverman. Jednak Michelle Buteau jako Melissa o ciętym języku czy starający się chronić bohaterkę przed drapieżnym światem menadżer grany przez Johna Bradleya, to również są postacie na tyle udane, że skutecznie budują klimat.
Jeśli chodzi o narrację, to reżyserka postawiła na sprawdzone wzorce. Fabuła więc bezproblemowo toczy się od jednego standardowego punktu fabularnego do kolejnego. Nie ma w tym nic szczególnie zapadającego w pamięć (to nie "Notting Hill", z którego wciąż pamiętam sporo scen), ale też nie ma nic, co mogłoby mnie irytować lub zniechęcać. Strona muzyczna jest niezła, ale od tandemu J.Lo i Maluma spodziewałem się więcej. W zasadzie spodobała mi się tylko piosenka "On My Way". Nie kojarzy mi się bowiem z radiowymi hitami, tylko z musicalami w stylu "Król rozrywki".
Ocena: 6
Komentarze
Prześlij komentarz