The Batman (2022)
Uff, w końcu jakieś wysokobudżetowe widowisko z Hollywood widziane przeze mnie w kinie przypadło mi do gustu. Długo musiałem na coś takiego czekać i sporo się nacierpieć na średnich i kiepskich amerykańskich produkcyjniakach dla masowego odbiorcy.
Co wcale nie znaczy, że "Batman" jest filmem idealnym. Jego najsłabszym ogniwem jest sama fabuła. Matt Reeves nie zaproponował niczego nowego. Jego scenariusz to kolaż motywów, które doskonale znamy. I nie mówię tu o odniesieniach do filmów Finchera i klasyki kina gangsterskiego. Wiele z pomysłów fabularnych "Batmana" to stare bajeczki z wcześniejszych ekranizacji komiksów DC. Człowiek-Zagadka to w zasadzie ta sama postać co Joker z filmu Todda Phillipsa i cały wątek jego planu to niemalże powtórka z rozrywki, tyle że tym razem nie patrzymy na Gotham jego oczami.
Fabuła "Batmana" jest zaskakująco zbieżna również z serialem "Arrow". Nawet podróże bohaterów od mścicieli do bohaterów są podobna. Co sprawia, że wbrew temu, co mówi się o filmie Reevesa, "Batman" jest w rzeczy samej historią typu origin. Tyle że inaczej skonstruowana od tego, co w tego typu produkcjach jest modne.
Ta wtórność narracyjna w ostatecznym rozrachunku nie ma jednak większego znaczenia. "Batman" nie stoi bowiem historią a opowieścią. To, jak Matt Reeves opowiada o Batmanie i Gotham, sprawia, że jego film jest rzeczą wyjątkową i niezapomnianą. Reżyser ma jasną wizję świata i zaludniających ją osób i konsekwentnie ją realizuje. Jego Gotham to jeden z najlepszych przypadków worldbuildingu w kinie.
Reeves świetnie też prezentuje poszczególnych bohaterów i sieć ich wzajemnych powiązań. Ma w tym olbrzymie wsparcie operatora i kompozytora. "Batman" to całościowa wizja, co skutecznie odwraca uwagę od naiwności niektórych scen i koniecznych ze względu na tempo narracji uproszczeń (choć czasami przyznaję nie było łatwo, scena pierwszego morderstwa i torba papierowa, która zakrywa dłoń, choć przecież chwilę później orientujemy się, że policjanci na miejscu musieli ją zdjąć, to była rzecz trudna do przełknięcia).
"Batman" zachwycił mnie też tempem prowadzonej narracji, z przemyślanymi nie tylko zachowaniami i prezentacjami postaci, ale też ze znakomicie rozstawionymi punktami przejścia do kolejnych etapów fabuły. Dzięki temu mimo trzech godzin praktycznie wcale się nie nudziłem.
Robert Pattinson idealnie pasował do tej wizji Batmana. Colin Farrell z całej plejady czarnych charakterów widowiska wydał mi się najciekawszy, choć jednak wolę go chyba w bardziej psychopatycznym i mniej oczywistym wydaniu z "Na wodach północy" (choć przecież fanem samego serialu nie jestem). Spodobała mi się też ta wersja Seliny i jej dynamika z Batmanem.
Ogólnie cieszę się, że to Matt Reeves nakręcił ten film. I nie dziwię się, że Warner robi z niego punkt wyjścia dla mini-uniwersum. Świat Gotham został zbyt ciekawie skonstruowany na potrzeby tego "Batmana", by nie wykorzystano go szerzej.
Ocena: 8
Co wcale nie znaczy, że "Batman" jest filmem idealnym. Jego najsłabszym ogniwem jest sama fabuła. Matt Reeves nie zaproponował niczego nowego. Jego scenariusz to kolaż motywów, które doskonale znamy. I nie mówię tu o odniesieniach do filmów Finchera i klasyki kina gangsterskiego. Wiele z pomysłów fabularnych "Batmana" to stare bajeczki z wcześniejszych ekranizacji komiksów DC. Człowiek-Zagadka to w zasadzie ta sama postać co Joker z filmu Todda Phillipsa i cały wątek jego planu to niemalże powtórka z rozrywki, tyle że tym razem nie patrzymy na Gotham jego oczami.
Fabuła "Batmana" jest zaskakująco zbieżna również z serialem "Arrow". Nawet podróże bohaterów od mścicieli do bohaterów są podobna. Co sprawia, że wbrew temu, co mówi się o filmie Reevesa, "Batman" jest w rzeczy samej historią typu origin. Tyle że inaczej skonstruowana od tego, co w tego typu produkcjach jest modne.
Ta wtórność narracyjna w ostatecznym rozrachunku nie ma jednak większego znaczenia. "Batman" nie stoi bowiem historią a opowieścią. To, jak Matt Reeves opowiada o Batmanie i Gotham, sprawia, że jego film jest rzeczą wyjątkową i niezapomnianą. Reżyser ma jasną wizję świata i zaludniających ją osób i konsekwentnie ją realizuje. Jego Gotham to jeden z najlepszych przypadków worldbuildingu w kinie.
Reeves świetnie też prezentuje poszczególnych bohaterów i sieć ich wzajemnych powiązań. Ma w tym olbrzymie wsparcie operatora i kompozytora. "Batman" to całościowa wizja, co skutecznie odwraca uwagę od naiwności niektórych scen i koniecznych ze względu na tempo narracji uproszczeń (choć czasami przyznaję nie było łatwo, scena pierwszego morderstwa i torba papierowa, która zakrywa dłoń, choć przecież chwilę później orientujemy się, że policjanci na miejscu musieli ją zdjąć, to była rzecz trudna do przełknięcia).
"Batman" zachwycił mnie też tempem prowadzonej narracji, z przemyślanymi nie tylko zachowaniami i prezentacjami postaci, ale też ze znakomicie rozstawionymi punktami przejścia do kolejnych etapów fabuły. Dzięki temu mimo trzech godzin praktycznie wcale się nie nudziłem.
Robert Pattinson idealnie pasował do tej wizji Batmana. Colin Farrell z całej plejady czarnych charakterów widowiska wydał mi się najciekawszy, choć jednak wolę go chyba w bardziej psychopatycznym i mniej oczywistym wydaniu z "Na wodach północy" (choć przecież fanem samego serialu nie jestem). Spodobała mi się też ta wersja Seliny i jej dynamika z Batmanem.
Ogólnie cieszę się, że to Matt Reeves nakręcił ten film. I nie dziwię się, że Warner robi z niego punkt wyjścia dla mini-uniwersum. Świat Gotham został zbyt ciekawie skonstruowany na potrzeby tego "Batmana", by nie wykorzystano go szerzej.
Ocena: 8
Komentarze
Prześlij komentarz