RRR (2022)
S.S. Rajamouli nie zawiódł. Raz jeszcze pokazał, że serce widowiskowego kina akcji nie bije w Hollywood. Choć bowiem dwójka protagonistów nosi nazwiska prawdziwych osób, to "RRR" z historią nie ma nic wspólnego. Bheem i Raju są tu zaprezentowani niczym najwięksi superbohaterowie. Z każdych tarapatów potrafią się wykaraskać i w przeciwieństwie do akcyjniaków z USA, gdzie główną postać poznaje się po tym, jak mało jest poturbowana, w "RRR" bohaterowie dokonują cudów, choć są dźgani i biczowani.
"RRR" to czysta adrenalina. Akcja goni akcję. I co chwilę byłem zaskakiwany kolejnymi fantastycznymi pomysłami. Kiedy myślałem, że już nic bardziej odjechanego reżyser nie wymyśli... dostawałem coś, co z miejsca przebijało wcześniejsze wydarzenia i podnosiło mój entuzjazm na niebotyczny poziom. Rajamouli idzie w kontrze do Hollywood i nie boi się pokazywać widzom, że korzysta z efektów specjalnych. Są mu one potrzebne, żeby podbijać poprzeczkę fantastyczności. I czyni to z taką wprawą, że nie mam żadnych wątpliwości, iż magia kina nie kryje przed nim żadnych tajemnicy.
Trzygodzinne widowisko przemyka w ekspresowym tempie. Naprawdę nie czuje się mijającego czasu, ponieważ "RRR" co chwilę czymś zachwyca. W mojej pamięci na długo zostanie pierwsza scena z Raju, scena na moście, atak na brytyjską rezydencję i oczywiście wielka walka z Anglikami Bheema i Raju.
"RRR" ma też kilka świetnych piosenek. Moją ulubioną jest "Dosti", a w zasadzie "Natpu", bo jednak z pięciu wersji językowych tamilska podoba mi się najbardziej.
Dlaczego więc nie dałem filmowi 10? Przez postacie kobiece. Te niestety Rajamouliemu średnio się udały. Ukochana Raju jest z nim na odległość i praktycznie nie mają wspólnych scen. Wątek ukochanej Bheema istnieje jako element wprowadzający humor, więc trudno go traktować poważnie. Po prawdzie to więcej miłosnej chemii jest tu pomiędzy dwójką głównych bohaterów. Tylko między nimi iskrzy i czuć prawdziwe przywiązanie.
Ocena: 9
"RRR" to czysta adrenalina. Akcja goni akcję. I co chwilę byłem zaskakiwany kolejnymi fantastycznymi pomysłami. Kiedy myślałem, że już nic bardziej odjechanego reżyser nie wymyśli... dostawałem coś, co z miejsca przebijało wcześniejsze wydarzenia i podnosiło mój entuzjazm na niebotyczny poziom. Rajamouli idzie w kontrze do Hollywood i nie boi się pokazywać widzom, że korzysta z efektów specjalnych. Są mu one potrzebne, żeby podbijać poprzeczkę fantastyczności. I czyni to z taką wprawą, że nie mam żadnych wątpliwości, iż magia kina nie kryje przed nim żadnych tajemnicy.
Trzygodzinne widowisko przemyka w ekspresowym tempie. Naprawdę nie czuje się mijającego czasu, ponieważ "RRR" co chwilę czymś zachwyca. W mojej pamięci na długo zostanie pierwsza scena z Raju, scena na moście, atak na brytyjską rezydencję i oczywiście wielka walka z Anglikami Bheema i Raju.
"RRR" ma też kilka świetnych piosenek. Moją ulubioną jest "Dosti", a w zasadzie "Natpu", bo jednak z pięciu wersji językowych tamilska podoba mi się najbardziej.
Dlaczego więc nie dałem filmowi 10? Przez postacie kobiece. Te niestety Rajamouliemu średnio się udały. Ukochana Raju jest z nim na odległość i praktycznie nie mają wspólnych scen. Wątek ukochanej Bheema istnieje jako element wprowadzający humor, więc trudno go traktować poważnie. Po prawdzie to więcej miłosnej chemii jest tu pomiędzy dwójką głównych bohaterów. Tylko między nimi iskrzy i czuć prawdziwe przywiązanie.
Ocena: 9
Komentarze
Prześlij komentarz