The Duke (2020)
Roger Michell był mistrzem od robienia ciepłych kluch. Ma ich zresztą na swoim koncie całkiem sporo. Czasem nieco lepszych ("Notting Hill", "Przetrzymać tę miłość"), czasem nieco słabszych ("Bez pożegnania", "Dzień dobry TV"). "Książę" to idealny przykład jego twórczości: kino przyjemne w oglądaniu i mało inwazyjne.
Film opowiada prawdziwą historię, która jednak niewielkie ma tu znaczenie. Reżyser postawił na bohaterów, na ich wzajemne relacje, na kreślenie tego, kim są ludzie stojący za wydarzeniami, o których pisała prasa. I są to typowe postaci z brytyjskich filmów obyczajowych o klasie pracującej. Zmagają się z biedą i ciężkimi wyrokami losu, ale są przy tym postaciami barwnymi, które z boku dają wiele powodów do uśmiechu.
Michell daje nam chwile wzruszeń, a także radości. Tu zrobi fajną sekwencję stylizowaną na dokumenty z lat 60., tak pobawi się sytuacyjnymi paradoksami. Jednak patrząc na wszystko z boku, zarówno bohaterowie jak i sytuacje wydają się odrysowane od schematów tak starych jak brytyjskie kino. Żywych barw nadają im aktorzy. Ale i oni nie są w stanie sprawić, by cokolwiek w tym filmie warte było zapamiętania. Czy znaczy to, że seans jest stratą czasu? Bynajmniej. Dopiero po napisach końcowych człowiek orientuje się, jak błaha była to opowiastka. W czasie jej trwania jest jednak miło i przyjemnie.
Ocena: 6
Film opowiada prawdziwą historię, która jednak niewielkie ma tu znaczenie. Reżyser postawił na bohaterów, na ich wzajemne relacje, na kreślenie tego, kim są ludzie stojący za wydarzeniami, o których pisała prasa. I są to typowe postaci z brytyjskich filmów obyczajowych o klasie pracującej. Zmagają się z biedą i ciężkimi wyrokami losu, ale są przy tym postaciami barwnymi, które z boku dają wiele powodów do uśmiechu.
Michell daje nam chwile wzruszeń, a także radości. Tu zrobi fajną sekwencję stylizowaną na dokumenty z lat 60., tak pobawi się sytuacyjnymi paradoksami. Jednak patrząc na wszystko z boku, zarówno bohaterowie jak i sytuacje wydają się odrysowane od schematów tak starych jak brytyjskie kino. Żywych barw nadają im aktorzy. Ale i oni nie są w stanie sprawić, by cokolwiek w tym filmie warte było zapamiętania. Czy znaczy to, że seans jest stratą czasu? Bynajmniej. Dopiero po napisach końcowych człowiek orientuje się, jak błaha była to opowiastka. W czasie jej trwania jest jednak miło i przyjemnie.
Ocena: 6
Komentarze
Prześlij komentarz