Mutzenbacher (2022)
Nie jestem fanem literatury erotycznej/pornograficznej. W zasadzie to mam nawet spore opory przed nazywaniem tego literaturą. Chyba jedyną w tym nurcie wartą przeczytania książką jest chiński "Kwiat śliwy w złotym wazonie". Josephine Mutzenbacher i jej "przygody" były mi w zasadzie nieznane. Wiedziałem tylko tyle, że prawdopodobnie stworzył ją gość od Bambi, Felix Salten.
Dlatego też z zaciekawieniem sięgnąłem po dokument Ruth Beckermann. Opis filmu wydał mi się intrygujący. Reżyserka opublikowała ogłoszenie castingowe do projektu inspirowanego słynną w Austrii powieścią o seksualnych przygodach młodziutkiej Josephine Mutzenbacher. W ten sposób przed jej kamerą pojawił się cały przegląd męskiej populacji: osoby młode i wiekowe, artystycznie uzdolnione i pozbawione doświadczeń aktorskich. Wszyscy oni otrzymali do przeczytania lub odegrania urywki z powieści. Fragmenty pełne dosadnego języka opisują jej seksualne doświadczenia od 5 roku życia do uzyskania pełnoletności. Są tam sceny molestowania seksualnego i wykorzystywania nieletnich. Jednak zazwyczaj są opisane w sposób jawnie podkreślający, że ofiara w przypadku większości aktów odczuwała nie tylko podniecenie, ale i zadowolenie.
Reżyserka obserwuje reakcję i zachowania mężczyzn, którzy czytają te sprośności. W dokumencie uwzględniła tych, którzy wypowiadali "ciekawe" komentarze na temat tego, co właśnie przeczytali. Jak rozumiem, powieść miała być katalizatorem, dzięki któremu przed kamerą dokumentalistki zacząłby się wyłaniać obraz współczesnej męskości, seksualności, fantazji i stosunku do kobiet. Niestety nie zobaczyłem tu nic interesującego. Wiele z wypowiedzi to retoryczna patyna, jaką można znaleźć w narzekaniach sfrustrowanych mężczyzn na forach internetowych i w mediach społecznościowych. Beckermann czasami próbuje zagłębiać się, ale jej pytania najczęściej odbijają się od muru niezrozumienia. Tak naprawdę ledwie kilku z bohaterów dokumentu okazało się mieć coś naprawdę ciekawego do powiedzenia lub zaskakującego i nieoczywistego.
Wydaje mi się, że przyjęta przez reżyserkę forma sprawdziłaby się lepiej, gdyby w filmie pojawiły się też kobiety. Porównując reakcję i wypowiedzi obu grup może udałoby się "wycisnąć" z wypowiedzi coś więcej. A nawet jeśli nie, to sam kontekst porównawczy mógł dostarczyć dodatkowych treści.
Słuchając zaś fragmentów powieści, nie mogłem przestać się zastanawiać, czy przypadkiem cały ten projekt nie był wrabianiem tych, którzy na castingowe ogłoszenie odpowiedzieli. Nie potrafię odnaleźć w cytowanych fragmentach nic, co świadczyłoby o tym, że jest to literatura lub sztuka. A jednak okoliczności - kamera, uznana reżyserka - budowały taką sytuację, w której czytający zdawali się doszukiwać lub widzieć w tekście sztukę, głębię, znaczenia. Jeśli któryś z mężczyzn bagatelizował lub deprecjonował tekst, reżyserka zadawała sprytne pytania, które zasiewały w nim wątpliwości. Cały ten projekt bardzo "pachniał" mi eksperymentem Zimbardo.
Ocena: 4
Dlatego też z zaciekawieniem sięgnąłem po dokument Ruth Beckermann. Opis filmu wydał mi się intrygujący. Reżyserka opublikowała ogłoszenie castingowe do projektu inspirowanego słynną w Austrii powieścią o seksualnych przygodach młodziutkiej Josephine Mutzenbacher. W ten sposób przed jej kamerą pojawił się cały przegląd męskiej populacji: osoby młode i wiekowe, artystycznie uzdolnione i pozbawione doświadczeń aktorskich. Wszyscy oni otrzymali do przeczytania lub odegrania urywki z powieści. Fragmenty pełne dosadnego języka opisują jej seksualne doświadczenia od 5 roku życia do uzyskania pełnoletności. Są tam sceny molestowania seksualnego i wykorzystywania nieletnich. Jednak zazwyczaj są opisane w sposób jawnie podkreślający, że ofiara w przypadku większości aktów odczuwała nie tylko podniecenie, ale i zadowolenie.
Reżyserka obserwuje reakcję i zachowania mężczyzn, którzy czytają te sprośności. W dokumencie uwzględniła tych, którzy wypowiadali "ciekawe" komentarze na temat tego, co właśnie przeczytali. Jak rozumiem, powieść miała być katalizatorem, dzięki któremu przed kamerą dokumentalistki zacząłby się wyłaniać obraz współczesnej męskości, seksualności, fantazji i stosunku do kobiet. Niestety nie zobaczyłem tu nic interesującego. Wiele z wypowiedzi to retoryczna patyna, jaką można znaleźć w narzekaniach sfrustrowanych mężczyzn na forach internetowych i w mediach społecznościowych. Beckermann czasami próbuje zagłębiać się, ale jej pytania najczęściej odbijają się od muru niezrozumienia. Tak naprawdę ledwie kilku z bohaterów dokumentu okazało się mieć coś naprawdę ciekawego do powiedzenia lub zaskakującego i nieoczywistego.
Wydaje mi się, że przyjęta przez reżyserkę forma sprawdziłaby się lepiej, gdyby w filmie pojawiły się też kobiety. Porównując reakcję i wypowiedzi obu grup może udałoby się "wycisnąć" z wypowiedzi coś więcej. A nawet jeśli nie, to sam kontekst porównawczy mógł dostarczyć dodatkowych treści.
Słuchając zaś fragmentów powieści, nie mogłem przestać się zastanawiać, czy przypadkiem cały ten projekt nie był wrabianiem tych, którzy na castingowe ogłoszenie odpowiedzieli. Nie potrafię odnaleźć w cytowanych fragmentach nic, co świadczyłoby o tym, że jest to literatura lub sztuka. A jednak okoliczności - kamera, uznana reżyserka - budowały taką sytuację, w której czytający zdawali się doszukiwać lub widzieć w tekście sztukę, głębię, znaczenia. Jeśli któryś z mężczyzn bagatelizował lub deprecjonował tekst, reżyserka zadawała sprytne pytania, które zasiewały w nim wątpliwości. Cały ten projekt bardzo "pachniał" mi eksperymentem Zimbardo.
Ocena: 4
Komentarze
Prześlij komentarz