Thor: Love and Thunder (2022)

Porzuć nadzieję ty, który wybierasz się na film Marvela. Jeśli już Taika Waititi nie jest w stanie sprawić, by produkcja Marvel Studios sprawiała mi radość, to chyba najwyższy czas powiedzieć "adios". Bo przecież "Thor: Ragnarok" należy do moich ulubionych filmów MCU, a "Miłość i grom" jest w dużej mierze powielaniem tamtych schematów. Nie jest to jednak udana kopia. Kilka poważnych błędów sprawiło, że nie potrafiłem się cieszyć filmem.



Po pierwsze humor nie działa tak, jak powinien. Nowy "Thor" ma bardzo dużo zabawnych scen. Problem w tym, że ten humor ze mną nie zostawał. Przypomina to sytuację dolewania napoju do pękniętego pucharu. Część płynu z niego wycieka. Może nie tak szybko, jak jest napełniany, ale wystarczy chwila przerwy, by poziom zaczynał opadać.

Tak właśnie czułem się oglądając nowego "Thora". Kozy były super, ale po pewnym czasie już nie były takie super. Goły Thor był zabawny, ale tylko na chwilę. Podobnie pląsający Zeus. Mordercze dzieci jednak już prawie wcale mnie nie śmieszyły. Całe widowisko było więc swoistą sinusoidą zabawy: raz było fajnie, raz nie, potem znów fajnie i znów niezbyt i tak do samego końca.

Drugim poważnym grzechem, wynikającym zresztą z pierwszego, jego Gorr i poruszanie poważnym tematów (jak śmierć). Humor i ludzka śmiertelność to dość częsta kombinacja. Zabawa jest doskonałym mechanizmem obronnym, który neutralizuje cierpienie wywołane konfrontacją ze sprawami ostatecznymi. Skandynawowie są szczególnie biegli w opowiadaniu ze swadą o bólu i niesprawiedliwościach losu.

W nowym "Thorze" to połącznie niestety nie funkcjonuje. Waititi nie robi nawet użytku z analogii Gorr - Thor. Przypomina sobie o niej dopiero w finale, kiedy tak naprawdę jest to nic więcej, jak musztarda po obiedzie. Choroba Jane, śmierć córki Gorra są tu jedynie gadżetami, które wykorzystuje się do wprowadzania fabuły w ruch. To nie tak powinno wyglądać. Nie mówiąc już o tym, że w tej wersji Christian Bale i jego Gorr się po prostu marnują. Co w zasadzie nie powinno mnie dziwić, w końcu jest to los większości złoczyńców z uniwersum Marvela.

Muszę też powiedzieć, że nie jestem zadowolony z wyborów muzycznych Waititiego. Osobiście wydaje mi się, że do tej opowieści bardziej pasowałby Meat Loaf niż wybrany przez reżysera zespół Guns N' Roses.

Ocena: 5

Komentarze

Chętnie czytane

Daddy's Home 2 (2017)

One Last Thing (2018)

Paradise (2013)

Tracks (2013)

Home (2016)