Bodies Bodies Bodies (2022)
Gdzieś niedawno napisałem, że nie jestem w stanie teraz oglądać, jak idioci próbują przetrwać. Dlatego też "Bodies Bodies Bodies" to była dla mnie prawdziwa katorga, bo zamiast jednego idioty dostałem cały ich tabun.
Film zbudowany jest na schemacie imprezki, która powoli rozkręca się w stronę makabrycznej rzezi. Ogólnie jest to schemat, który lubię, choć naprawdę super filmów na jego bazie powstało niewiele. Nawet "Zabawa w pochowanego", którą dziś miło wspominam, w sumie nie jest jakimś nadzwyczaj udanym dziełem.
W "Bodies Bodies Bodies" sprawy przybierają zły obrót, kiedy wysiada prąd i jeden kretyn umiera z poderżniętym gardłem. Naćpane i pijane towarzystwo oczywiście zaczyna siebie wzajemnie oskarżać o bycie mordercą. W narastającej paranoi sytuacja szybko ze złej zmieni się w tragiczną i wkrótce pojawią się kolejne trupy. Jak reszta towarzystwa będzie sobie z tym radzić? Oczywiście co chwilę będą się rozdzielać. A sposób na ukrycie się przed napastnikiem to chodzenie wszędzie z włączoną latarką w telefonie. O głupszy pomysł na survival jest naprawdę trudno.
Jakby tego było mało twórczynie "Bodies Bodies Bodies" nie chcą po prostu, by ich film był kolejną zabawną rzeźnią. Panie przygotowały dla widzów drugie dno. W założeniu ma to być inteligentna i ostra jak brzytwa satyra na współczesne amerykańskie społeczeństwo, które bezmyślnie porozumiewa się językiem woke culture, ale nie ma zielonego pojęcia, o co pierwotnie w tych terminach chodziło. Cała fabuła zaś ma być skomplikowaną metaforą popadającego pod wpływem dezinformacji i zbiorowej histerii w przesiąkniętą strachem i podejrzliwością paranoję społeczeństwa czasów Trumpa.
Niestety jest to tak natarczywe i ostentacyjne narzucanie drugiego znaczenia, że odbiera jakąkolwiek frajdę z oglądania filmu. Przez to podobały mi się zaledwie pojedyncze sceny i sama końcówka. Ale całość była nieznośna.
Ocena: 3
Film zbudowany jest na schemacie imprezki, która powoli rozkręca się w stronę makabrycznej rzezi. Ogólnie jest to schemat, który lubię, choć naprawdę super filmów na jego bazie powstało niewiele. Nawet "Zabawa w pochowanego", którą dziś miło wspominam, w sumie nie jest jakimś nadzwyczaj udanym dziełem.
W "Bodies Bodies Bodies" sprawy przybierają zły obrót, kiedy wysiada prąd i jeden kretyn umiera z poderżniętym gardłem. Naćpane i pijane towarzystwo oczywiście zaczyna siebie wzajemnie oskarżać o bycie mordercą. W narastającej paranoi sytuacja szybko ze złej zmieni się w tragiczną i wkrótce pojawią się kolejne trupy. Jak reszta towarzystwa będzie sobie z tym radzić? Oczywiście co chwilę będą się rozdzielać. A sposób na ukrycie się przed napastnikiem to chodzenie wszędzie z włączoną latarką w telefonie. O głupszy pomysł na survival jest naprawdę trudno.
Jakby tego było mało twórczynie "Bodies Bodies Bodies" nie chcą po prostu, by ich film był kolejną zabawną rzeźnią. Panie przygotowały dla widzów drugie dno. W założeniu ma to być inteligentna i ostra jak brzytwa satyra na współczesne amerykańskie społeczeństwo, które bezmyślnie porozumiewa się językiem woke culture, ale nie ma zielonego pojęcia, o co pierwotnie w tych terminach chodziło. Cała fabuła zaś ma być skomplikowaną metaforą popadającego pod wpływem dezinformacji i zbiorowej histerii w przesiąkniętą strachem i podejrzliwością paranoję społeczeństwa czasów Trumpa.
Niestety jest to tak natarczywe i ostentacyjne narzucanie drugiego znaczenia, że odbiera jakąkolwiek frajdę z oglądania filmu. Przez to podobały mi się zaledwie pojedyncze sceny i sama końcówka. Ale całość była nieznośna.
Ocena: 3
Komentarze
Prześlij komentarz