Illusions perdues (2021)
Od czasu do czasu wciąż zdarza mi się zostać zaskoczonym jakimś filmem. W tym roku taką niespodzianką są "Stracone złudzenia". Szczerze mówiąc nie do końca miałem ochotę wybrać się na niego do kina. To, że jest to ekranizacja Balzaca, działała na jego niekorzyść. Będąc świeżo po obejrzeniu ekranizacji "Perswazji", nie miałem ochoty na kolejne podobne doświadczenie. Do pójścia do kina przekonało mnie nazwisko reżysera. Xavier Giannoli zachwycił mnie bowiem przed kilkoma laty cudownym obrazem "Niesamowita Marguerite".
I Giannoli znów mnie nie zawiódł! To monumentalne, trwające ponad dwie i pół godziny widowisko, zwaliło mnie z nóg. "Stracone złudzenia" funkcjonują doskonale jako uniwersalna opowieść o naiwniaku z prowincji, który rozgoryczony i cierpiący daje się ponieść dekadenckim nurtom wielkiego miasta, wznieść się w niebiosa sławy budowanej na cynizmie i zgorzknieniu i niczym Ikar zbyt uwierzył w trwałość wykreowanej iluzji, co kończy się kolejną bolesną lekcją życia.
Ale "Stracone złudzenia" są też fascynującym obrazem konkretnej epoki. Giannoli z ikrą i pasją opowiada o krótkim okresie w historii, kiedy prasa była bogiem, a dziennikarze kapłanami decydującymi, kto trafi do raju sławy, a kto znajdzie się w piekle wiecznej (lub tylko do kolejnego wydania gazety) niełaski.
Giannoli odrzucił nowoczesne podejście do kina kostiumowego. Jego "Stracone złudzenia" nie idą drogą takim filmów jak "Emma." I "Perswazje". Korzysta z klasycznych narzędzi opowiadania historii. A jednak jego film nie ma w sobie nic z zatęchłej ramotki. Jest dziełem doskonale odnajdującym się we współczesnym repertuarze kinowym.
"Stracone złudzenia" zdają się być tegorocznym "Berlin Alexanderplatz". Choć jednak nie jest to film aż tak dobry, to jednak ma w sobie coś z tej samej wielkości. Dla prawdziwego kinomana jest to absolutnie lektura obowiązkowa.
Ocena: 8
I Giannoli znów mnie nie zawiódł! To monumentalne, trwające ponad dwie i pół godziny widowisko, zwaliło mnie z nóg. "Stracone złudzenia" funkcjonują doskonale jako uniwersalna opowieść o naiwniaku z prowincji, który rozgoryczony i cierpiący daje się ponieść dekadenckim nurtom wielkiego miasta, wznieść się w niebiosa sławy budowanej na cynizmie i zgorzknieniu i niczym Ikar zbyt uwierzył w trwałość wykreowanej iluzji, co kończy się kolejną bolesną lekcją życia.
Ale "Stracone złudzenia" są też fascynującym obrazem konkretnej epoki. Giannoli z ikrą i pasją opowiada o krótkim okresie w historii, kiedy prasa była bogiem, a dziennikarze kapłanami decydującymi, kto trafi do raju sławy, a kto znajdzie się w piekle wiecznej (lub tylko do kolejnego wydania gazety) niełaski.
Giannoli odrzucił nowoczesne podejście do kina kostiumowego. Jego "Stracone złudzenia" nie idą drogą takim filmów jak "Emma." I "Perswazje". Korzysta z klasycznych narzędzi opowiadania historii. A jednak jego film nie ma w sobie nic z zatęchłej ramotki. Jest dziełem doskonale odnajdującym się we współczesnym repertuarze kinowym.
"Stracone złudzenia" zdają się być tegorocznym "Berlin Alexanderplatz". Choć jednak nie jest to film aż tak dobry, to jednak ma w sobie coś z tej samej wielkości. Dla prawdziwego kinomana jest to absolutnie lektura obowiązkowa.
Ocena: 8
Komentarze
Prześlij komentarz