Prey (2022)
Ech, miało być nowocześnie i świeżo, a wyszło jak zawsze. Niemal od samego początku rzuca się w oczy, że choć główną postacią jest młoda kobieta, to za realizację filmu odpowiadają mężczyźni. "Infinite Storm" nie jest moim ulubionym filmem, ale Szumowska jedną rzecz zrobiła dobrze: pokazała kobietę kompetentną i rzeczywiście zaradną, która potrafi przetrwać w trudnych warunkach nie tracą przy tym nic z emocjonalnej autentyczności.
A Naru w "Prey"? Cóż, zaradną i kompetentną z całą pewnością bym jej nie nazwał. W pierwszym akcie nie potrafi poradzić sobie z drapieżnikiem, który zaatakował członka jej plemienia. Potem - choć wyraźnie powiedziane jest, że jest świetną tropicielką - wpada w tarapaty po same uszy... dosłownie. Zaraz potem ma "pecha" w scenie z niedźwiedziem (co jest tym bardziej groteskowe, że wcześniej sama dogaduje bratu na temat jego umiejętności dbania o łuk i cięciwę).
To, że nie wygląda na kompletną ofiarą losu, Naru zawdzięcza temu, że młodzi mężczyźni są tu jeszcze większymi beztalenciami survivalowymi. Scena z odchodami ewidentnie pokazuje, że żaden z tak zwanych wojowników nie miałby w rzeczywistości najmniejszych szans na przetrwanie w XVIII-wiecznej amerykańskiej dziczy. Takie rzeczy powinni wiedzieć w wieku pięciu lat, a nie mieć to tłumaczone, kiedy są już de facto dorosłymi.
Naru ma tak naprawdę dwie zalety. Pierwszą jest umiejętność leczenia. Co rzecz jasna od tysiącleci jest cechą przypisywaną kobietom. Drugą jest to, że przeczuwa zagrożenie, na które pozostali są ślepi. Skądś to jednak znamy... no tak, ze starożytnej Grecji i mitu o Kasandrze. A kiedy samotnie wyrusza na poszukiwanie tego zagrożenia, to zmienia się w Ewę, kobietę odpowiedzialną za upadek ludzkości. W filmie ewidentnie jest bowiem powiedziane, że Predator działał poza terenami, na których bywało jej plemię. Pewnie spotkałby Francuzów i nigdy nie trafił nawet na ślad bohaterki. To się zmieniło przez nią. Usłyszał ją... no dobra, jej psa, ale to niewiele zmienia.
Jednym z nielicznych plusów tego filmu jest to, że twórcy nie czekają do trzeciego aktu, by pokazać nam Predatora w akcji. Wbrew obecnej modzie on pojawia się w filmie dość szybko. I muszę powiedzieć, że te urywki z jego udziałem są nawet całkiem fajne. W trzecim akcie, kiedy jest już obecny cały czas, robił na mnie dużo gorsze wrażenie. Wyglądał raczej jak cosplayer w wypasionym kostiumie, niż niebezpieczny kosmita.
Ocena: 3
A Naru w "Prey"? Cóż, zaradną i kompetentną z całą pewnością bym jej nie nazwał. W pierwszym akcie nie potrafi poradzić sobie z drapieżnikiem, który zaatakował członka jej plemienia. Potem - choć wyraźnie powiedziane jest, że jest świetną tropicielką - wpada w tarapaty po same uszy... dosłownie. Zaraz potem ma "pecha" w scenie z niedźwiedziem (co jest tym bardziej groteskowe, że wcześniej sama dogaduje bratu na temat jego umiejętności dbania o łuk i cięciwę).
To, że nie wygląda na kompletną ofiarą losu, Naru zawdzięcza temu, że młodzi mężczyźni są tu jeszcze większymi beztalenciami survivalowymi. Scena z odchodami ewidentnie pokazuje, że żaden z tak zwanych wojowników nie miałby w rzeczywistości najmniejszych szans na przetrwanie w XVIII-wiecznej amerykańskiej dziczy. Takie rzeczy powinni wiedzieć w wieku pięciu lat, a nie mieć to tłumaczone, kiedy są już de facto dorosłymi.
Naru ma tak naprawdę dwie zalety. Pierwszą jest umiejętność leczenia. Co rzecz jasna od tysiącleci jest cechą przypisywaną kobietom. Drugą jest to, że przeczuwa zagrożenie, na które pozostali są ślepi. Skądś to jednak znamy... no tak, ze starożytnej Grecji i mitu o Kasandrze. A kiedy samotnie wyrusza na poszukiwanie tego zagrożenia, to zmienia się w Ewę, kobietę odpowiedzialną za upadek ludzkości. W filmie ewidentnie jest bowiem powiedziane, że Predator działał poza terenami, na których bywało jej plemię. Pewnie spotkałby Francuzów i nigdy nie trafił nawet na ślad bohaterki. To się zmieniło przez nią. Usłyszał ją... no dobra, jej psa, ale to niewiele zmienia.
Jednym z nielicznych plusów tego filmu jest to, że twórcy nie czekają do trzeciego aktu, by pokazać nam Predatora w akcji. Wbrew obecnej modzie on pojawia się w filmie dość szybko. I muszę powiedzieć, że te urywki z jego udziałem są nawet całkiem fajne. W trzecim akcie, kiedy jest już obecny cały czas, robił na mnie dużo gorsze wrażenie. Wyglądał raczej jak cosplayer w wypasionym kostiumie, niż niebezpieczny kosmita.
Ocena: 3
Komentarze
Prześlij komentarz