Angel Has Fallen (2019)
I pomyśleć, że kiedyś wydawało mi się, że Ric Roman Waugh będzie jednym z moich ulubionych reżyserów kina sensacyjnego. Jego "Skazaniec" zrobił na mnie bardzo dobre wrażenie. Niestety, wszystko, co nakręcił później, było już boleśnie przeciętne, świadcząc jedynie o tym, że Waugh może co najwyżej pretendować do miana solidnego wyrobnika. "Świat w ogniu" nie zmieni tej opinii.
Trzecia część przygód Mike'a Benninga niewiele ma już wspólnego z punktem wyjścia. Owszem bohater wciąż pracuje jako ochroniarz prezydenta, ale to już nie jest ta męska przyjaźń, którą widzieliśmy w "Olimpie w ogniu". Martin Freeman jest po prostu zbyt stateczny na kumplowanie się z ochroniarzem, nawet jeśli ceni go ponad miarę i wbrew opiniom innych. Zresztą przez większość czasu ochroniarz i prezydent są fizycznie rozdzieleni, więc o jakiejkolwiek dynamice relacji między tą dwójką nie ma po prosu mowy. A szkoda, bo to był jeden z elementów, który zdecydował o tym, że pierwsza część wydała mi się całkiem niezła.
Na szczęście pojawił się Nick Nolte, który moim zdaniem uratował film przed porażką. Jego nieco szalony, naznaczony głęboką traumą i poczuciem winy ojciec Mike'a to jedyna postać wyrazista, która wyrwała się z rutyny, jaką jest całą fabułą filmu. Scenariusz jest tak leniwie przygotowany, że już po pięciu minutach wiedziałem, kto jest złym (łącznie z szarą eminencją), jaki będzie przebieg akcji i jak się film zakończy. Adwersarze są postaciami papierowymi, wyciętymi z szablonu gatunkowych schematów. Banning zaś zachowuje się w sposób klasycznie heroiczny i tylko jego ojciec wprowadza powiew świeżości i dynamicznego zaskoczenia.
"Świat w ogniu" to rozrywka jednorazowego użytku. Ale jeśli Nolte miałby powrócić w części czwartej, to chętnie bym ją zobaczył.
Ocena: 5
Trzecia część przygód Mike'a Benninga niewiele ma już wspólnego z punktem wyjścia. Owszem bohater wciąż pracuje jako ochroniarz prezydenta, ale to już nie jest ta męska przyjaźń, którą widzieliśmy w "Olimpie w ogniu". Martin Freeman jest po prostu zbyt stateczny na kumplowanie się z ochroniarzem, nawet jeśli ceni go ponad miarę i wbrew opiniom innych. Zresztą przez większość czasu ochroniarz i prezydent są fizycznie rozdzieleni, więc o jakiejkolwiek dynamice relacji między tą dwójką nie ma po prosu mowy. A szkoda, bo to był jeden z elementów, który zdecydował o tym, że pierwsza część wydała mi się całkiem niezła.
Na szczęście pojawił się Nick Nolte, który moim zdaniem uratował film przed porażką. Jego nieco szalony, naznaczony głęboką traumą i poczuciem winy ojciec Mike'a to jedyna postać wyrazista, która wyrwała się z rutyny, jaką jest całą fabułą filmu. Scenariusz jest tak leniwie przygotowany, że już po pięciu minutach wiedziałem, kto jest złym (łącznie z szarą eminencją), jaki będzie przebieg akcji i jak się film zakończy. Adwersarze są postaciami papierowymi, wyciętymi z szablonu gatunkowych schematów. Banning zaś zachowuje się w sposób klasycznie heroiczny i tylko jego ojciec wprowadza powiew świeżości i dynamicznego zaskoczenia.
"Świat w ogniu" to rozrywka jednorazowego użytku. Ale jeśli Nolte miałby powrócić w części czwartej, to chętnie bym ją zobaczył.
Ocena: 5
Komentarze
Prześlij komentarz